Gdy miał trudne sprawy, modlił się po polsku, na głos. Intymne chwile Jana Pawła II okiem jego fotografa

Arturo Mari: W czasie jednej z pielgrzymek z Janem Pawłem II wszedłem do leprozorium. Już po chwili miałem ochotę stamtąd uciec, tak bardzo śmierdziały ciała trędowatych. A Ojciec Święty każdego z tych ludzi po kolei całował i przytulał. Płakałem i robiłem zdjęcia.

Wielki Post to również czas jałmużny. W tym szczególnym okresie prosimy cię o wsparcie, które umożliwi nam dalszą ewangelizację i wlewanie nadziei w serca czytelników.

Sześć godzin przed śmiercią Jana Pawła II usłyszał od niego „dziękuję”. Arturo Mari jako fotograf pracował u boku papieża przez cały pontyfikat, wykonał miliony zdjęć. Był członkiem tzw. papieskiej rodziny, a mimo to pozostał bardzo skromnym człowiekiem. Świętego papieża z Polski nazywa swym prawdziwym ojcem.

– Zawsze miał czas, by mnie wysłuchać. Poczułem się bardzo wyróżniony, gdy powiedziano mi, że chce mnie zobaczyć. Gdy przyszedłem, usłyszałem: „Arturo, dziękuję”. Nie spodziewałem się tego. Tego nie można zapomnieć, tych słów i tego, że chciał mnie zobaczyć… – wyznaje, a z jego oczu płyną łzy.

Najważniejsze zdjęcie Jana Pawła II

Światowe agencje oferowały mu miliony lirów za zdjęcia z zamachu na Jana Pawła II. Wszystkie otrzymały trzy fotografie za darmo. Astronomicznymi sumami kuszono go w czasie stanu wojennego po spotkaniu papieża z Lechem Wałęsą w Tatrach. Kiedy nie wziął przyniesionej mu do biura walizki pełnej dolarów, usłyszał: „chyba zwariowałeś!”.

Arturo uważa, że żadne pieniądze nie są warte zaufania Ojca Świętego. Kiedy pytam, ile zdjęć zrobił przez te lata, bezradnie rozkłada ręce i śmiejąc się, mówi: „któż by to był w stanie policzyć”.

Pytany o najważniejsze zdjęcie odpowiada jednak zdecydowanie: „Jana Pawła II wtulonego w Krzyż Chrystusa w czasie wielkopiątkowej drogi krzyżowej”.

Świadek intymnych chwil papieża

Przez cały 27-letni pontyfikat Jana Pawła II ani razu nie był na zwolnieniu. Rytm jego pracy wyznaczał napięty kalendarz papieża z dalekiego kraju. Pobudka o 5.15. O 6.20 wchodził do swego biura, przygotowywał aparaty i o 6.40 był już w papieskim apartamencie. Z przerwami towarzyszył Ojcu Świętemu aż do kolacji.

– Nieraz bywało tak, że ledwo zdążyłem wrócić do domu i ściągnąć marynarkę, dzwonił telefon: Arturo, przyjdź – wspomina. Właściwie nie miał prywatnego życia. Jest jednym z uprzywilejowanych świadków najbardziej intymnych chwil życia świętego papieża.

Kiedyś podczas obiadu, na którym był kard. Franciszek Macharski, Ojciec Święty, żartując, powiedział: „Najważniejszą osobą nie jest papież, ale Arturo!”.

– Jan Paweł II lubił żartować. Pamiętam, jak w Saint Louis wszedłem do saloniku, w którym rozmawiał z prezydentem Clintonem. Papież spytał go, czy wie, kim jestem. Gdy ten, zdziwiony, odpowiedział, że nie wie, Jan Paweł II powiedział: To jest Arturo, jest dla mnie jak syn. Niewiele słów, prawda? Ale stałem się całkiem maleńki… – opowiada fotograf.

– W 1982 r. ks. Stanisław zażartował: „Ojcze Święty, biedny Arturo uwiecznia na zdjęciach wszystkich, a jemu nikt nie robi zdjęć”. Jan Paweł II natychmiast chwycił moje ręce w swoje dłonie i ks. Dziwisz zrobił nam zdjęcie. Jest to moje najważniejsze zdjęcie z papieżem – mówi Arturo.

Leżał krzyżem w kaplicy

– Na początku pontyfikatu powiedział: „Nie lękajcie się” i sam nigdy niczego się nie bał. Niezależnie od sytuacji był świadkiem Boga. Siłą jego posługi była modlitwa. Nieraz leżał krzyżem na podłodze kaplicy i rozmawiał z Chrystusem. Szczególnie kiedy miał do rozwiązania trudne sprawy, mówił do Niego na głos.

Modlił się po polsku. Z tych paru słów, których się nauczyłem, mogłem zrozumieć, jak błagał: pomóż mi, Boże, przymnóż mi sił, wzmocnij moją wiarę. On! – prosił o pomoc.

Przed spotkaniami z ludźmi mówił do nas: oni tak wiele ode mnie oczekują. I bronił życia, rodziny, kobiety, walczył o poszanowanie praw człowieka i o chleb dla każdego. Jednak wszystko, co robił, najpierw dokonywało się w kaplicy.

W czasie pielgrzymek na modlitwę potrafił wstawać o piątej rano czy trwać na niej późno w nocy. Byłem świadkiem tego, czego dzięki niej dokonywał – wspomina.

 

Zdjęcia i łzy

Wyznaje, że zawsze swobodnie mógł fotografować papieża. Nikt go nigdy nie ograniczał. Zdarzały się jednak fotografie robione przez łzy. – W czasie jednej z pielgrzymek z Janem Pawłem II wszedłem do leprozorium. Już po chwili miałem ochotę stamtąd uciec, tak bardzo śmierdziały ciała trędowatych. A Ojciec Święty każdego z tych ludzi po kolei całował i przytulał. Płakałem i robiłem zdjęcia.

Nieraz emocje czy wzruszenie brały górę, ale pstrykałem dalej, bo takie było moje zadanie i tego oczekiwał ode mnie papież – mówi wzruszony Arturo. Wspomina, jak w Peru, kiedy Ojciec Święty przemawiał, pewien ubogi człowiek mu przerwał. Podbiegł do papieża i zaczął mówić: „Ojcze Święty wszystko to są piękne słowa, ale moja sytuacja, i nie tylko moja, tu, na tej ziemi, jest kompletnie odmienna. Kiedy wrócę do domu i wezmę do ręki talerz, on będzie pusty. Co dam do jedzenia moim dzieciom?”.

Takie problemy pojawiały się często. Ojciec Święty natychmiast pytał głowy państw, co robią, by pomóc tym biednym ludziom. Sam też pomagał. – Nie zatrzymywał się przed żadnym reżimem. Tak było w Nikaragui. Na Sycylii podniósł głos przeciwko niszczącej człowieka mafii. Gdziekolwiek poszedł, zostawiał ślad. On nie bał się jednak rozwalać kolejnych murów – mówi papieski fotograf.

 

Dziękuję, do zobaczenia w niebie

Przyjaciele Arturo śmieją się, że jego zdjęciami można by kilkakrotnie opasać kulę ziemską. Są na nich także te ujęcia, których nigdy nie chciałby utrwalić. – Zdjęcia z zamachu na Jana Pawła II i jego pośmiertne fotografie. One kosztowały mnie najwięcej – mówi ze smutkiem.

Wspomina też niezwykłą modlitwę w papieskim apartamencie, do którego nagle wezwał go sekretarz Jana Pawła II: – Zobaczyłem przejmującą scenę. Papież klęczał na ziemi przy wózku niepełnosprawnego chłopca.

Młodzieniec był wycieńczony, ważył może 25 kg. Jego ostatnim pragnieniem było spotkać się z papieżem. Przyjaciele złożyli się na podróż. Przywieźli go z Brescii do Watykanu i bez zapowiedzi zjawili się przed Spiżową Bramą. On musi spotkać papieża – przekonywali gwardzistów. Gwardziści poinformowali ks. Stanisława, a on pozwolił im wejść.

Ojciec Święty modlił się, klęcząc przy chłopcu może kwadrans. Ten wpatrywał się w niego rozpromienionym wzrokiem. W pewnym momencie Jan Paweł II rozpiął sutannę, ściągnął łańcuszek z krzyżykiem, który miał na szyi, i udzielając błogosławieństwa, nałożył go chłopcu na szyję.

On chwycił go za rękę, ucałował ją i szeptem powiedział: „dziękuję, do zobaczenia w niebie”. Cztery dni później zmarł. Jego mama opowiedziała nam potem, że umierał spokojny.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.    

-->