Zacznę od tego, że mam czteropokojowe mieszkanie, które odziedziczyłam (mieszkanie należy do mojej rodziny od prawie 70 lat), a także 15-letniego syna z pierwszego małżeństwa. Mam 36 lat, a niedawno do mnie wprowadził się mój 39-letni partner, Adam. Początkowo mieszkało nas troje, potem Adam powiedział, że jego córka z poprzedniego małżeństwa, mieszkając z matką nie ma nawet własnego pokoju. Oczywiście rozumiałam i zgodziłam się, by przeprowadziła się do nas. Dla dziewczynki zwolniłam mój poprzedni pokój z ubraniami. Zabrałam stamtąd wszystkie swoje rzeczy, aby miała własną przestrzeń. Powiem od razu, że ta na pozór miła i urocza dziewczynka okazała się być diabłem w ciele człowieka.
Od pierwszego dnia pobytu w moim domu zaczęła robić sceny i histerie. Nie podobało jej się to, że szafa w pokoju mojego syna jest większa niż „jej” szafa. Z tego powodu domagała się ode mnie nowego pokoju i w każdy możliwy sposób manipulowała moim synem, mówiąc coś w rodzaju:
– Mówisz do mnie? Jeśli chcesz, żebym z Tobą rozmawiała, oddaj mi swój pokój – tak, mała manipulatorka.
Problem w tym, że Adam zawsze broni córki. Mówi, że był taki sam i ten „charakter” minie z wiekiem. Pokój to nie jedyne jej wymaganie. Jest bardzo wybredna jeśli chodzi o jedzenie – prawdziwa smakoszka, nie ma co mówić. Bez wstydu mówi:
– Tego nie jem, przygotuj mi coś innego.
A tydzień temu pokazała szczyt swojej arogancji. Z jej pokoju dochodził cuchnący zapach. Poprosiłam o posprzątanie, ponieważ nie wpuszczała mnie do swojej „osobistej przestrzeni”. Okazało się, że w moim własnym domu jestem nikim i nie mogę jej niczego kazać. Wtedy naprawdę się zdenerwowałam. Powiedziałam, że jeśli zamierza dalej tak arogancko się zachowywać, może spakować rzeczy i wrócić do matki; nie zamierzam tolerować takiego zachowania. W obronie córki stanął Adam. Powiedziałam mu wszystko. Teraz nie wiem, jak potoczą się nasze relacje. Mam nadzieję, że nie zepsułam ich na dobre. Choć wiecie, jeśli nie szanuje mnie i mojego mieszkania – niech się pakuje i zniknie z mojego życia.