„Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko. Wchodziła nawet do łazienki bez pukania, kiedy się kąpałam”

– Co ty, śpisz?! A co będziesz w nocy robiła? Noc jest od spania, nie dzień. Teraz się wyśpisz, a potem słyszę, jak się tłuczesz i nie dajesz mi spać, bo ja mam sen lekki i wszystko mnie budzi, każdy, nawet najmniejszy szelest!

U teściów mieszkałam od roku. Mój mąż jest w ciągłych delegacjach zagranicznych, więc wpada do domu rzadko i zwykle jest strasznie zmęczony. Ciężko pracuje przy rozmaitych inwestycjach, ostatnio na Syberii… Dobrze zarabia, więc oboje ustaliliśmy że się jeszcze trochę pomęczymy, aby zgromadzić pieniądze na kupno własnego mieszkania.

Wprawdzie u teściów mamy do dyspozycji dwa pokoje na piętrze, ale co swoje, to swoje. Teściowie ubolewają, że ich synek niepotrzebnie się tak morduje, bo przecież ma wszystko, co młodym potrzeba, i ciągle sugerują, że to ja zmuszam go do wyjazdów, więc często atmosfera bywa gęsta. Ostatnio nawet Adam powiedział, że kiedy pomyśli, co go czeka po powrocie, wcale mu się nie chce wsiadać do samolotu.

Zero prywatności… Zero!

To prawda – nasze lokum jest wygodne, ciepłe, nieźle urządzone i dobrze wyposażone, z oddzielną łazienką i nawet małym balkonikiem wychodzącym na ogród, ale co z tego? W żadnych drzwiach nie ma zamka! Nawet zwyczajnego haczyka czy zasuwki też nie ma i być nie może, bo teściowa uważa, że u niej w domu nikt się przed nikim nie będzie zamykał, że takie fanaberie ją obrażają.

Jest taka sytuacja… Chcę się wykąpać. Lubię poleżeć w wannie. Kiedyś nawet robiłam z tego całą ceremonię ze świeczkami, pachnącą pianą, olejkami i tak dalej, ale szybko mi przeszły takie fantazje. Pewnego wieczora teściowa bezceremonialnie wparowała do łazienki i zaczęła lamentować

Lubię poleżeć w wannie, czyli jestem nienormalna

– Normalna kobieta się po prostu myje i już! – mówiła podniesionym głosem. – To nawet niezdrowo wdychać te wszystkie opary, a tutaj aż w głowie się kręci! Słowo daję, na dole czuć smród spalenizny…

– Ależ nic się nie pali – próbowałam protestować, lecz daremnie, bo przegadanie mojej teściowej jest niemożliwe. – Poza tym, świeczki są w szklanych pojemnikach. Bardzo bezpieczne.
– Właśnie, w szklanych – usłyszałam. – A wystarczy jeden nieostrożny ruch i spadną na posadzkę, potłuką się, a ty później wdepniesz na to bosą stopą… Dobrze, że już wiem, co ty tu wyprawiasz, to będę uważała i co jakiś czas zajrzę, żeby zobaczyć, czy jeszcze żyjesz? I jakie to szczęście, że ta łazienka się nie zamyka!

Moja teściowa ma taką cechę, że nieustannie prorokuje, ale zawsze same złe zdarzenia. „Mówię wam, że to się źle skończy, będziecie mieli straty, wypadek, złapie was choroba, złamiecie nogę i tak dalej” – tylko to słyszymy, kiedy mowa o przyszłości. Oczywiście tak się dzieje, gdy mamy swoje plany i nie uwzględniamy jej rad i projektów. Nie słyszałam, żeby kiedykolwiek powiedziała: macie rację, dobrze postanowiliście, wasza sprawa.

Mój mąż nauczył się nie zwracać uwagi na to gadanie, ale on miał więcej czasu, bo ponad trzydzieści lat, a ja mieszkam z teściową dwanaście miesięcy i pięć dni. To niedługo, ale mnie wystarczy, żeby czuć popiół w ustach, gdy tylko przekraczam próg tego domu. Język mam sztywny, z trudem mówię dzień dobry, a potem słyszę, że mam coś z gardłem albo polipy w nosie, bo teściowa jeszcze nie słyszała, żeby ktoś tak niewyraźnie mamrotał.

– Może ty się za bardzo jej czepiasz? – pytają koleżanki z pracy, gdy czasami nie wytrzymuję i mówię, jak mam jej dosyć. – Podaj jakieś przykłady…

Nie pasowało jej nawet to, że boli mnie głowa

Przykłady? Bardzo proszę. Wracam z pracy po wyjątkowo trudnym dniu. Pracuję w domu handlowym, klienci bywają różni, czasami chce się człowiekowi płakać z nerwów i zmęczenia. Idę na górę. Marzę tylko o tym, żeby się na chwilę położyć. W głowie mi huczy, potrzebuję pół godziny ciszy i spokoju. Kładę się na kanapie. Przykrywam pledem, odlatuję w miękką, ciepłą czeluść i… trzask otwieranych drzwi (bez pukania!) wyrywa mnie na powierzchnię.

– Co ty, śpisz?! – słyszę. – A co będziesz w nocy robiła? Noc jest od spania, nie dzień. Teraz się wyśpisz, a potem słyszę, jak się tłuczesz i nie dajesz mi spać, bo ja mam sen lekki i wszystko mnie budzi, każdy, nawet najmniejszy szelest! – narzeka.

– Trochę mnie boli głowa – mówię.
– Nie przesadzaj. Zresztą, co ty wiesz o bólu głowy?! Ja to kiedyś miałam migreny, Boże uchowaj! Nic mi nie pomagało, a musiałam wszystko w domu zrobić, poprać, ugotować, posprzątać i nikt mi nie współczuł. Teraz młode kobiety się ze sobą pieszczą. Za mojej młodości tak nie było. Zdrowa czy chora musiałam być do dyspozycji dzień i noc, a twój teść też miał swoje wymagania. Ty nawet nie wiesz, jaki masz raj w porównaniu ze mną. Dlatego niczego nie doceniasz. Ale to się na tobie zemści, zobaczysz!

Przykład drugi. Nienawidzę tłustego mięsa. Od dziecka tłuszcz mnie brzydzi i już. Teściowa o tym świetnie wie, ale co z tego, kiedy postanowiła mnie nawrócić i przekonać do swojej kuchni. Dlatego ZAWSZE dostaję kawałek pieczeni z białymi żyłami i żółtawym nalotem.

– Spróbuj – słyszę. – Taki poprzerastany karczek jest najlepszy. Nawet ta słynna blondi, co gotuje w telewizji tak mówiła… No, spróbuj.
– Ależ wierzę, tylko nie lubię – odpowiadam. – Od dziecka nie jem nic tłustego. Zaraz mnie mdli, tak już mam.

Teściowa jakby tylko na to czekała. Znów zaczyna porównywać to, co było, z tym, co jest, i narzekać, że młode kobiety nie mają pojęcia o życiu i że powinny dostać twardą szkołę, żeby zrozumiały, jakie są głupie. Słucham tego i chce mi się płakać. Przypominam sobie moją mamę, której już dawno nie ma, i która mnie sama wychowała, do niczego nigdy nie zmuszając i nie łamiąc mi kręgosłupa. Gdyby żyła, byłaby w podobnym wieku co teściowa, ale jestem pewna, że by się nie dogadały, bo były ulepione z innej gliny.

Mama zawsze powtarzała, że nie ma złych ludzi, ale nie znała mojej teściowej

Gdyby ją poznała, kto wie czy nie zmieniłaby zdania. Teść robi wszystko, żeby mieć święty spokój. Głównie siedzi w swoim przydomowym warsztacie i coś tam naprawia i majsterkuje. Według mnie ma talent i zmysł plastyczny, bo nie tylko potrafi naprawić każde krzesło i stolik, ale także je ozdobić i odnowić. Teściowa mówi, że to, czym się zajmuje, nie jest nikomu i do niczego potrzebne, ale to nieprawda, bo sama widziałam, jaka była zachwycona jego robotą nasza sąsiadka, której teść odświeżył starą ramę do lustra.

Gdyby tata Adama chciał, miałby pełne ręce roboty i niezły dochód, ale podejrzewam, że nie chce. Dopóki teściowa lekceważy jego zajęcia, to się do nich nie wtrąca i teść ma święty spokój. Gdyby tylko zorientowała się, że z tego mogą być pieniądze, biedny teść byłby pod stałą kontrolą: co robisz, czemu tak wolno, dlaczego tak, a nie inaczej, czy nie możesz szybciej? I tak dalej, i temu podobne… Więc woli się nie narażać na zarzuty, że zbija bąki. Ja to rozumiem.

Teściowa uważa, że dopóki mieszkamy razem z nimi, powinnam urodzić dziecko, a najlepiej dwoje. Twierdzi, że pomogłaby mi je wychować, i że nie zabrakłoby nam ptasiego mleka. Na samą myśl o tym, wpadam w popłoch. Okłamuję ją, że się z Adamem nie zabezpieczamy, bo inaczej nie miałabym spokojnej sekundy. Ubłagałam Adama, żeby nie wyprowadzał swojej matki z błędu. Obiecał, chociaż czuję, że i on chciałby już być tatusiem.

– Nie zgadzam się! – stwierdziłam stanowczo. – Nie ma mowy o dziecku, dopóki mieszkamy z twoimi rodzicami i dopóki ciebie przy mnie nie ma. I pamiętaj, nie zmienię zdania.

Ostatnio teściowa powiedziała, że chyba powinnam sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku, bo minęło wystarczająco dużo czasu, żeby zajść w ciążę.

– Nie ma na co czekać – zdecydowała, jakby to ona miała najważniejsze zdanie. – Urodzisz dwoję, a może nawet troje i będzie komu wszystko zostawić. Co to za małżeństwo bez potomstwa? Rodzina powinna być duża, żeby się móc wspierać w razie czego.

– To czemu Adam jest jedynakiem? – odważyłam się zapytać, ale oprócz zwyczajowych opowieści o trudnych czasach nie uzyskałam odpowiedzi.

Zawsze tak jest, bo teściowa stosuje uniki jak mistrz bokserski. Sama wali na odlew, a jak czuje, że i ją mógłby jakiś cios dosięgnąć, odskakuje i ucieka. Przed tygodniem przyszła do mojego pokoju i powiedziała, że umówiła dla mnie wizytę u znajomego ginekologa. Mam zrobić badania.

– Po co? – zapytałam. – Nie jestem chora. Nie widzę powodu żadnych badań. Poza tym, mam swoją panią doktor. Chodzę do niej od lat i uważam, że jest świetna.
– No, chyba jednak nie jest, skoro nie zaniepokoiła się twoją bezpłodnością – wypaliła teściowa.
– Jaką bezpłodnością? Kto tu jest bezpłodny? – zdumiałam się.
– Właśnie to należy ustalić – zapowiedziała teściowa. – Nie bój się, ja wszystko sfinansuję. Na taki cel nie trzeba żałować pieniędzy.

O mało się nie poryczałam ze złości i upokorzenia. Kategorycznie odmówiłam jakichkolwiek wizyt i badań, ale wiem, że skoro teściowa raz chwyciła wiatr w żagle, to nie popuści. Kiedy następnym razem przyjedzie Adam, na bank i jego weźmie w obroty. Z kolei on dla świętego spokoju zacznie mnie przekonywać, że matka ma dobre intencje, i że kto wie, czy nie byłoby słusznie jej posłuchać…

Dłużej tego nie wytrzymam, wyprowadzam się

Spróbowałam sobie wyobrazić, jakby to było, gdybym się zgodziła. Mogę być pewna, że zawładnęłaby mną całkowicie niby to dla dobra mojego i wnusia albo wnusi. Wszystko działoby się pod jej dyktando. Zamęczyłaby mnie wiecznym podglądaniem, komentowaniem, krytykowaniem i narzucaniem się. Mam za słaby charakter, żeby sobie z tym dać radę.

Macierzyństwo, które powinno być szczęściem, mogłoby się dla mnie stać udręką. Nie chcę i absolutnie nie mogę do tego dopuścić. Postanowiłam, że porozmawiam z Adamem i powiem mu, że szukam mieszkania do wynajęcia. Jeśli będzie chciał, przeprowadzi się tam ze mną, jeśli nie – trudno! Kocham go, nie chcę się z nim kłócić, nie chcę go do niczego zmuszać, ale mam prawo do tego, aby żyć tak, jak chcę. On jest poza wszystkim, co ja tutaj przeżywam. Gdy przyjeżdża, pragnie odpocząć, nacieszyć się mną i domem. Ja to rozumiem, ale rodzi się we mnie coraz większy żal, że nic go nie obchodzą moje uczucia.

– Wytrzymaj – mówi tylko, ilekroć się skarżę. – To się nam opłaci. Mnie też nie jest lekko. Dobrze, następnym razem pogadam z mamą, żeby trochę odpuściła, ale wiesz, jaka ona jest… W końcu nie masz krzywdy. Czysto, ciepło, wygodnie, czego chcieć więcej? Niejedna by ci zazdrościła!

Próbowałam mu opowiedzieć, co się ze mną dzieje, gdy autobus zbliża się do naszego przystanku – że mam mdłości i pocą mi się ręce – ale usłyszałam, że histeryzuję.

– Nie bądź dzieckiem. Jaka alergia? Po prostu jesteś rozpieszczona i stąd te objawy. Gdybyś zobaczyła, w jakich warunkach żyją inni ludzie, tobyś doceniła to, co masz. Czasami tak jest, że z dobrobytu w głowie się przewraca, a ty masz jak w niebie. Żebyś tylko nie przesadziła, bo to się źle skończy!

Kiedy to powiedział, poczułam się tak, jakbym słyszała jego matkę. Też mnie przestrzegał, zapowiadając jakieś tragiczne wydarzenia. I minę miał taką samą jak ona: kwaśną, nadąsaną, nieprzyjazną. Aż się przestraszyłam tym nagłym podobieństwem i po raz pierwszy przy mężu poczułam znane objawy: gwałtowne bicie serca, duszność, drżenie rąk, suchość w ustach. I wyobraziłam sobie, że tak już zostanie, że nie ma wyjścia i że sama siebie skazuję na chorobę. Nie mogłam do tego dopuścić.

Podjęłam decyzję, że tchórzliwe i nieuczciwe byłoby wyprowadzanie się po cichu, więc gdy tylko znalazłam mieszkanie, zawiadomiłam oboje teściów, że od teraz nie będę już u nich mieszkała. Nie tłumaczyłam dlaczego. Powiedziałam po prostu, że im dziękuję, jednak nadszedł czas na samodzielne życie. I że to jest moja nieodwołalna decyzja. Teściowa chciała protestować, ale teść ją uciszył, i to jak na niego wyjątkowo stanowczo. Życzył mi szczęścia i powodzenia i poprosił, abyśmy byli w kontakcie. Naturalnie obiecałam, że tak się stanie.

Od tygodnia mieszkam na swoim. Trochę się boję reakcji Adama, bo na wiadomość, że się wyprowadziłam od jego rodziców, że wynajęłam mieszkanie, stwierdził tylko, że o tym porozmawiamy po jego powrocie. Zobaczymy, co będzie? Na pewno nie zmienię zdania. Łatwiej mi się oddycha, swobodniej i prościej żyje, od kiedy mam swój kąt. To jest warte każdej ceny!

-->