„Żona przyprawiła mi rogi z kochankiem, a on zostawił ją tydzień przed naszym rozwodem. I kto się teraz śmieje?”

„Podobno nie wspierałem żony i odkąd urodziła się córka, przestałem na Izę zwracać uwagę. Przy mnie czuła się samotna. Podobno to ja, ostatni drań, zepchnąłem ją do roli kury domowej. Tłamsiłem jej twórczy potencjał tak długo, aż biedaczka musiała znaleźć sobie kochanka”.

– Zadzwonię! Cześć! Do zobaczenia – cmoknęła mnie w policzek i pobiegła na przystanek tramwajowy.

Nie pozwoliła się odwieźć ani odprowadzić, więc zostałem pod kawiarnią, w której spędziliśmy godzinę, i patrzyłem za nią. Odwróciła się i pomachała do mnie. Ależ ona podobna do matki! Ten sam tajemniczy, ledwie zauważalny uśmiech Mony Lisy, kręcone blond włosy, długie nogi. Chłopcy szaleli na jej punkcie, jak kiedyś ja za jej matką.

Wsiadła do tramwaju, sięgnęła po smartfon, wybrała numer. Odruchowo ścisnąłem w kieszeni swoją komórkę, ale to nie ja byłem tym szczęściarzem, tylko Andrzej. Przeklęty facet. Jak ona go nazywała? „Mój drugi ojciec”…

Ojciec jest tylko jeden!

Do domu wróciłem osowiały. Ewelina mogła mi oszczędzić tych wrażeń i umówić się z Andrzejem kiedy indziej, a nie właśnie w „moją” sobotę. To dlatego nie pozwoliła się odwieźć. Nie chciała, żebym zobaczył, jak cieszy się na jego widok.

– Znowu się zadręczasz? Wy, mężczyźni, ciągle tylko ze sobą rywalizujecie. Jak nie w pracy, to w sporcie albo o dziecko – westchnęła Ula, moja partnerka.

Trudno nie przyznać jej racji, chociaż nie zmieniało to faktu, że czułem się podle. Wiem, powinienem się cieszyć, że Ewelina nie trafiła na wujka sadystę albo gbura, ale jakoś nie umiałem. Przytuliłem Uleńkę i pod pretekstem zakupów wyszedłem.

Sama nie wiedziała, czego chce

Ewelina… Moja kochana córeczka! Jedyne dziecko. Oszalałem, kiedy dowiedziałem się, że Iza jest w ciąży. Natychmiast się jej oświadczyłem. Nie dlatego, żebym wcześniej zwlekał z decyzją. Ja zadurzyłem się w Izie od pierwszego wejrzenia i już na pierwszej randce chciałem się żenić. Nie zmieniłem zdania nawet po dwóch latach chodzenia. To ona studziła mój zapał.

Odkładałaby tak w nieskończoność decyzję o wspólnym życiu, gdyby nie wpadka. Dopiero wtedy przyjęła moje oświadczyny i zanim Ewelinka przyszła na świat, została moją żoną. Córeczka i żona były całym moim życiem. Tak to czułem, chociaż później w pozwie rozwodowym przeczytałem, że byłem oschłym mrukiem i skupionym na swojej karierze egoistą.

Nieważne, że harowałem jak wół, żeby utrzymać rodzinę, ale choćby się waliło i paliło, gnałem na wieczorne kąpanie Ewelinki. Czytałem też córce bajki. W weekendy zaś całkowicie przejmowałem nad nią pieczę.

Podobno nie wspierałem żony i odkąd urodziła się córka, przestałem na Izę zwracać uwagę. Przy mnie czuła się samotna. Podobno to ja, ostatni drań, zepchnąłem ją do roli kury domowej; mimo sporych dochodów zabroniłem zatrudnić nianię, czyli umożliwić jej powrót do pracy.

Tłamsiłem jej twórczy potencjał tak długo, aż biedaczka musiała znaleźć sobie kochanka. Nieroba, który w przeciwieństwie do mnie czasu miał aż nadto. W końcu chłoptaś ulotnił się – miesiąc po złożeniu przez Izę pozwu rozwodowego. Pewnie przygniótł go ciężar szarej rzeczywistości.

Iza nie chciała wycofać pozwu. To ja błagałem, żeby dla dobra córeczki zmieniła zdanie, lecz ona nie widziała już dla mnie miejsca w swoim życiu. A ja nie widziałem życia poza moimi dwiema kobietami. Długo lizałem rany i dziękuję Bogu, że w końcu postawił na mojej drodze Ulę. Bo naprawdę nie wiem, jak bym skończył.

Dwa lata później moja była poznała Andrzeja. Wytrzymała z nim pięć lat. Rzadko go widywałem, ale widziałem, że łączy go z Ewelinką autentyczna więź, dlatego dla dobra małej starałem się nie krytykować faceta.

A gdy pogodziłem się już z myślą, że do końca życia będzie nas dwóch, Iza postanowiła rozwieźć się z Andrzejem. Powody były równie mgliste jak w moim wypadku. On poddał się szybciej niż ja, ale nie chciał zrywać kontaktów z przybraną córką.

– Zrozum, pokochałem ją, jakby była moją własną – tłumaczył mi, gdy spotkaliśmy się jeden jedyny raz na piwie.

Nie miałbym serca ich rozdzielać

Rozmawiałem też z Eweliną. Biedna mała, zanosząc się szlochem, wyznała, że kocha Andrzeja tak samo jak mnie. W pierwszej chwili przeraziła się swoich słów. Bała się, że mnie zrani. Zabolało jak cholera, ale nie dałem tego po sobie poznać. Nie miałbym serca rozdzielić tych dwojga. Liczyłem na to, zresztą podobnie jak jej matka, że łącząca ich więź z czasem wygaśnie: Ewelinka podrośnie, Andrzej założy nową rodzinę, zapomni…

Lecz nic takiego się nie stało. Owszem, on poznał kogoś i po długich staraniach urodziły mu się bliźnięta, ale wciąż traktował Ewelinę jak córkę. Nawet jego druga żona odpuściła i zaakceptowała tę dość dziwną i pokrętną sytuację. Wiedziałem, że Andrzej walczyłby nawet w sądzie o możliwość spotykania się z małą, gdyby któreś z nas się postawiło.

No i tak trwamy od kilku lat. Ja, on i Ewelina, a w tym wszystkim nasza była żona i obecne kobiety… Przyznam, że wcale mnie to nie cieszy, jednak moja córka ma już 17 lat i sama decyduje, z kim chce spędzać wolny czas, swoje wakacje i ferie.

Śmiać mi się tylko chce, gdy pomyślę o jej ślubie. Tylu ojców i matek chyba nie miała żadna panna młoda, a my z Andrzejem będziemy wyrywać sobie z rąk nasz skarb, by móc poprowadzić ją do ołtarza.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.    

-->