Niedawno dowiedziałam się, że wnuczka dostała mieszkanie w spadku po dziadkach od strony ojca. Nie minęły nawet dwa miesiące, a ona już zamieszkała tam z mężczyzną, a na dodatek już są narzeczeństwem.
Nie będę ukrywać, że cała ta sytuacja mnie niepokoi. Od zawsze podkreślałam wnuczce, jak ważne jest, aby być niezależną, mieć swoje miejsce, swoje życie. Mówiłam jej, że zawsze trzeba wiedzieć, na co jesteśmy gotowi i czego naprawdę chcemy.
Niestety, Kasia wydaje się być pod dużym wpływem tego mężczyzny. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której praktycznie od razu po otrzymaniu mieszkania, zaczyna w nim mieszkać ktoś obcy?
Prawda jest taka, że znam go tylko z opowieści. To może być najwspanialszy mężczyzna na świecie, ale fakt, że nie ma swojego mieszkania w wieku trzydziestu lat i decyduje się na wspólne życie z moją wnuczką praktycznie od razu, nie budzi mojego zaufania. Kasia twierdzi, że jest inaczej, że on jest inny, ale ja w to nie wierzę. Boję się, że zamiast cieszyć się swoją młodością, niezależnością i nowym mieszkaniem, wpakuje się w problemy.
A on dobrze się ustawił: znalazł Kasię, która już ma mieszkanie. Przecież normalny mężczyzna zaprowadziłby kobietę do swojego domu. A tu wszystko na odwrót. Co za mężczyzna tak się zachowuje? Żaden. Podobno pomaga jej przy remoncie, a nawet kupuje materiały z własnej kieszeni.
Ale czy to wystarczy, żeby zasługiwać na miejsce w jej życiu i w jej nowym mieszkaniu? Dla mnie to wygląda na zwykłe próby zdobycia zaufania i sympatii. Zresztą, to on powinien remontować swoje mieszkanie, a nie mieszkanie mojej wnuczki. W końcu, to jest jej miejsce, jej azyl, powinna tam czuć się bezpieczna i niezależna.
Jaki mężczyzna decyduje się na wspólne życie z kobietą tylko dlatego, że ma mieszkanie? To nie jest miłość, to jest wygodnictwo.