Byłam już zmęczona starszą matką, spakowałam swoje rzeczy i uciekłam z domu. Jeden incydent na stacji metra zmienił cały mój świat

Od urodzenia mieszkam w Warszawie, tutaj tez chodziłam do szkoły. Wszyscy moi koledzy z klasy zawsze się ze mnie śmiali. Powodem ich drwin była moja matka, która miała 64 lata, kiedy ja miałam zaledwie 15. Kiedy na zebrania rodziców przyszły młode matki moich kolegów, moja wyglądała bardziej jak babcia. Z czasem zaczęłam się jej wstydzić… Pewnego razu, nie mogąc znieść kolejnych drwin kolegów, wróciłam do domu, spakowałam rzeczy do plecaka i wyszłam. Błądziłam po stacjach metra i przystankach, spędzałam czas gdzie mogłam, jedząc to, co udało mi się zdobyć w ciągu dnia.

Po dwóch dniach na jednej ze stacji spotkałam koleżankę mamy, która przysiadła obok mnie.

– Czy w ogóle rozumiesz, co robisz? Twój matkę zabrała karetka. Policja szuka Cię od dwóch dni!

– A może nie powinna mieć mnie w takim wieku – rzuciłam oburzona.

– Nie słyszysz mnie? Mówię, że karetka zabrała Twoją matkę. Teraz jest w szpitalu! Mówiłam jej, żeby się nie mieszała w Twoje wychowanie, ale ona nie chciała o tym nawet słuchać.

– Dlaczego?

– Twoja matka zabrała Cię od swojej siostry – biologicznej matki. Byłaś tam zmarznięta, nikt o Ciebie nie dbał, nie miałaś nawet co jeść.

Przez kilka miesięcy matka próbowała przemówić Twoim biologicznym rodzicom do rozsądku, ale nic to nie dawało. Dla nich najważniejsze były libacje alkoholowe, więc adoptowała Cię. I to jest Twoje „dziękuję”?

– Kłamiesz! – nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam.

Po godzinie płaczu, siedząc na zimnej podłodze, wstałam i pobiegłam do mamy. Był wieczór, pielęgniarki się zlitowały i pozwoliły wejść do mamy.

– Mamo! Mamusiu, nie zostawiaj mnie, słyszysz, jesteś mi potrzebna! – krzyczałam ze wszystkich sił.

Dzięki Bogu, mama przeżyła, a ja już się jej nie wstydziłam, ale byłam z niej dumna. Moja matka uratowała mnie od zimnych ścian domu dziecka, ona sama stała się moją rodziną.

-->