Ostatnio odwiedziła mnie synowa. Ugotowała mi obiad, ale popatrzyłam na jej ręce i zaniemówiłam

Z synową zawsze miałam dobry kontakt. Ona dbała o mnie, a ja dbałam o nią. Aż do niedawna. Po tym, jak zobaczyłam jej ręce, nie chcę mieć już z nią do czynienia.

Moja synowa z wykształcenia jest nauczycielką dla niższych klas, to się teraz nazywa wychowanie wczesnoszkolne, czy jakoś podobnie. Ale od czasu urodzenia dziecka ciężko jej o pracę. Szukała, składała w każdej szkole CV, ogłaszała się, ale nie ma etatów. Teraz dorabia sobie na życie dając korepetycje dzieciom, ale wiadomo, to nie jest stała praca, nie zarobi na tym na utrzymanie rodziny. Cały ciężar spoczywa na moim synu, ale w dzisiejszych czasach ciężko się żyje na jednej wypłacie.

Ja mam emeryturę, trochę większą po zmarłym mężu, to staram się im pomagać. Dopłacam za przedszkole wnuka, czasem daję synowej parę stówek do kieszeni, żeby było jej trochę łatwiej.

A właśnie ostatnio, jak przyszła, paznokcie miała wymalowane i przedłużane na kilka centymetrów, takie szpikulce, coś niesamowitego. I wtedy pomyślałam, jak bardzo żałuję, że tak jej pomagałam.

Jak brakuje na życie, to wydaje się pieniądze na coś takiego? Mówi, że ciężko jest jej znaleźć pracę w swoim zawodzie, ale przecież gdyby naprawdę chciała zarobić, mogłaby chociaż te pazury ściąć i poszukać jakiejś normalnej pracy. W magazynie czy na sklepie, tam przyjmą każdego, kto ma głowę na karku i dwie sprawne ręce.

Zresztą, mój syn też nie pracuje w zawodzie. Skończył licencjat z geografii, chociaż ja mu mówiłam, że po tym to on pracy nie znajdzie. Ale młody był, uparł się, nie przemówisz do rozsądku… A teraz pracuje przy remontach i budowach. Wiadomo, nie tego chciał, ale jak bieda zagląda do garnków, to trzeba podwinąć rękawy i brać co jest.

Z tym, co zobaczyłam, jest mi naprawdę źle. Myślałam, że moja pomoc będzie dla niej wsparciem, a teraz widzę, że być może nie docenia tego, co dla niej robię. Wydaje mi się, że nie rozumie, jak ważne jest, by być samodzielnym, odpowiedzialnym za siebie i swoją rodzinę.

Nie chcę jej oceniać tylko przez pryzmat wyglądu, ale te paznokcie… Dajcie spokój. Jakby nie chciała stawić czoła rzeczywistości, odpowiedzialności. Jakby wolała żyć w świecie, gdzie wygląd jest ważniejszy niż praca, wysiłek, starania o lepsze życie dla siebie i swojej rodziny.

Nie wiem, jak teraz mam się zachować. Chyba już przestanę jej pomagać finansowo. To prawda, sama wyszłam z inicjatywą, synowa nie prosiła o pieniądze, ale w tej sytuacji nie umiem jej pomagać. Nie chcę nawet z nią się kontaktować, nie potrzebuję też jej pomocy. Zła na nią jestem, że mój syn tak ciężko haruje na ich utrzymanie, a ona bawi się w wielką damulkę.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.    

-->