„Miałam wszystko, czego dusza zapragnie: najnowszy typ telewizora, telefonu, ciuchy, buty, torebki, a nawet własny samochód sportowy, który dostałam na osiemnastkę. Tylko co z tego, skoro nikt mnie nie kochał, nie lubił, nawet nie tęsknił za mną”.
Piszę do was, ponieważ mam już dość ciągłego utyskiwania na los przez wszystkich wokół. Ja, chociaż jestem jedynaczką, nie miałam łatwego życia, a jednak zamiast rozpaczać i nurzać się w nieszczęściu, postanowiłam zakasać rękawy i odmienić swoje „przeznaczenie”.
Doskonale pamiętam chwilę, kiedy nastąpił ten przełom – miałam zaledwie 13 lat. Przysłuchiwałam się rozmowie mojej mamy z koleżankami. Żadnej niczego nie brakowało, a wszystkie na coś narzekały. Na niewdzięcznych mężów, zaborcze matki, nieobecnych ojców, nieznośne dzieci, kradnące gosposie, szarą rzeczywistość, brak towarów na półkach, drożyznę. Albo na swoje niespełnione ambicje, które złożyły w ofierze rodzinie.
Miałam wtedy ochotę wstać i krzyknąć, żeby przestały gadać, bo poszkodowana to mogę czuć się ja. Moi rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu. W zasadzie nie wiem, po co zostałam poczęta. Nie pamiętam, aby mama kiedykolwiek mnie przytuliła czy opowiedziała bajkę. Nawet gdy chorowałam, zamiast współczucia okazywała mi niezadowolenie, że leżę i nic nie robię. Przecież gorączka i kaszel to nie powód, żeby nie iść do szkoły albo nie przeczytać kolejnej książki.
Cały czas byłam tą „obcą” i „nową”
Bo moja mama była kobietą z aspiracjami. Chciała, żebym została lekarką. Najlepiej od razu szanowaną panią profesor, zajmującą się jakąś trudną specjalizacją. W związku z tym cały czas miałam się uczyć i tylko uczyć. Tata? Tata wciąż zajęty był pracą i biznesem. A kiedy już bywał w domu, to skupiał się jedynie na adorowaniu mamy.
Stale gdzieś się przeprowadzaliśmy: Libia, Arabia Saudyjska, Gdańsk, w końcu Warszawa, gdzie zaproponowano mu pracę w jednym z ministerstw.
Miałam wszystko, czego dusza zapragnie: najnowszy typ telewizora, telefonu, ciuchy, buty, torebki, a nawet własny samochód sportowy, który dostałam na osiemnastkę. Tylko co z tego, skoro nikt mnie nie kochał, nie lubił, nawet nie tęsknił za mną.
Ciągle zmieniałam szkoły. Rodzice szybko odnajdywali się w nowym towarzystwie, mnie przychodziło to z trudem. Bo jak na złość byłam dziewczynką nieśmiałą i pozbawioną pewności siebie. Na dodatek ledwie kogoś poznałam i polubiłam, już musiałam się z nim żegnać. Przez całe swoje dzieciństwo i dojrzewanie wciąż byłam tą „obcą” i „nową”.
Widziałam, jakim rozczarowaniem stawałam się dla rodziców. Przecież z takiego kaczora nie wyrośnie łabędź z tytułami, brylujący na czerwonym dywanie medycyny! Mama się mną nie chwaliła. Co z tego, że uczyłam się świetnie, skoro rumieniłam się i jąkałam podczas każdego publicznego występu?
Były więc wszelkie powody, żebym się załamała; ja jednak się zawzięłam i postanowiłam inaczej. Nie wiem, skąd brałam siłę – może czerpałam ją z mądrości naszych kolejnych gospoś? Przeważnie były to proste kobiety, obdarzone licznym potomstwem i… silnym instynktem macierzyńskim, w którego cieple mogła się również ogrzać tak samotna istota jak ja…
Nie stać nas na wiele, ale się kochamy
Tak więc tamtego dnia, w wieku 13 lat, podjęłam decyzję, że odetnę się psychicznie od rodziców, przestanę liczyć na cud i sama zbuduję swoje szczęście. W tym celu musiałam pójść własną ścieżką.
Po maturze zdałam na polonistykę. Zostałam nauczycielką, bo kontakt z dziećmi i młodzieżą sprawia mi radość. Wyszłam za mąż za dobrego, uczciwego człowieka, który mnie szczerze kocha. Mamy trójkę wspaniałych dzieciaków, którym pozwalamy być sobą. Nie kupujemy im najmodniejszych ciuchów ani gadżetów, bo nie stać nas na nie. A nawet gdyby, to wolelibyśmy przeznaczyć te pieniądze na wspólny weekend w górach czy rodzinny wypad do kina.
Podobnie jak moi rodzice mieszkamy w Warszawie, ale mam wrażenie, że to dwie różne Warszawy. Oni opływają w luksusy w dzielnicy willowej, nas było stać na mieszkanie w bloku w jednej z dawnych robotniczych enklaw. Ale my wolimy naszą ciasnotę i bliskość. I coś jeszcze, czego nie kupi się za żadne pieniądze: miłość, szacunek i wzajemną troskę.
I za to życie jestem wdzięczna moim rodzicom. Bo gdyby nie ich ambicje, pazerność i oschłość, nigdy bym nie stworzyła takiego domu i nie czuła się tak szczęśliwa.