Moja babcia zawsze mówiła, że z krewnymi trzeba utrzymywać relacje, jakiekolwiek by one nie były. Trzeba, i już. Takie wychowanie. Oczywiście to przejęłam, ale już nie mam siły na siostrę mojego męża. I to nie tylko mnie, ale także mój brat odczuwa.
Tak się złożyło, że rodzice męża kupili jej mieszkanie niedaleko nas. Ma 38 lat, jest rozwiedziona, nie ma dzieci. Zawsze byłam otwarta na kontakt z krewnymi męża, ale ta dziwna pani już mnie dość znudziła.
Bez zaproszenia może przyjść po pracy do nas, prosić się na obiad. Mimo że my z nią wcale nie jesteśmy takie zażyłe.
Nie dość, że przychodzi jak do siebie do domu, to jeszcze skarży się tacie, że mąż odmówił jej podwożenia do pracy. W rezultacie musiałam ją wozić, żeby się z ojcem nie sprzeczać. “Przecież jedziemy tą samą trasą!” – twierdziła, ale to jest już tylko zbędny haczyk, przez nią ledwo zdążamy na pracę. Wiecznie na nerwach.
Bezceremonialna siostra wiecznie przygląda się, jak żyjemy, i daje rady, o które nikt jej nie prosił. Według słów męża, ich relacje zawsze były napięte, więc nie można tej zachowania nazwać zazdrością, ale dlaczego ona wtedy do nas wchodzi?
Dla mnie to zagadka. Już na wiele sposobów pokazywaliśmy jej, że nie palimy się do kontaktu, ale jej to nie rusza. Czy przeprowadzić się jak najdalej, czy co?