Blogerka zdradziła, co ją spotkało w eleganckim lokalu. Kobieta musiała płacić za… pusty talerz. Dosłownie! Właścicielka restauracji, która doliczyła zdumiewającą opłatę, podała takie oto wyjaśnienie.
Posiłek we włoskiej restauracji skończył się sporym niesmakiem — wszystko przez opłatę, która zaskoczyła klientkę. Była nią aktorka i blogerka Selvaggia Lucarell. Zbulwersowana kobieta nagłośniła sprawę i pokazała, za co lokal zażyczył sobie dodatkowe pieniądze. W to aż trudno uwierzyć.
Doliczyli jej 2 euro. Za talerz!
Blogerka odwiedziła ekskluzywny lokal w towarzystwie osoby dorosłej i trzyletniego dziecka. Zamówili makaron z pesto i z anchois (sardela). Klientka poprosiła kelnerkę o dodatkowy talerz, chciała podzielić się jedzeniem z córeczką. Dostała to, o co poprosiła. Ale dostała też zdumiewający rachunek, bo lokal zażądał dodatkową opłatę za… wspomniany talerz. Oburzona kobieta pokazała w sieci swój paragon. “Doliczyli 2 euro” — napisała na Instagramie. To prawie 9 zł.
Dodajmy, że porcja makaronu z pesto kosztowała 80 zł.
Restauracja ma zadziwiające tłumaczenie
W mediach głos zabrała też druga strona, czyli właścicielka lokalu w Lingurii. — Płacimy również za zmywarkę i zmywanie naczyń — skwitowała Ida Germano, którą cytuje brytyjski dziennik “The Sun”.
Dodajmy, że opłata za talerz to nie jest jedyny absurd z Włoch, gdzie można zapłacić więcej nawet za przekrojenie kanapki na pół. Nie wierzysz? Takie praktyki ma lokal nad włoskim jeziorem Como. Po zamówieniu wegetariańskiej kanapki z frytkami w środku klient dostał paragon z kwotą wyższą o 2 euro. Ta opłata została doliczona bez jego wiedzy.