Mam na imię Adam, mam 45 lat. Mam dobrą żonę, z którą jesteśmy w małżeństwie już długi czas, prawie 25 lat, oraz cudownego synka. Dopiero co poszedł do szkoły.
W pewien dzień poważnie pokłóciliśmy się z żoną. Praktycznie nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej kłótni, jak w tym dniu. Wtedy, na emocjach, wykrzyknęła, że nasze wspólne dziecko wcale nie jest wspólne…
Okazało się, że nie jestem jego biologicznym ojcem. Byłem poza sobą po jej słowach. Nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, a żona od razu zrozumiała, że popełniła błąd.
Przy okazji zauważyłem, że u drzwi stał nasz syn. Wypuszczono go ze szkoły wcześniej, i wszedł do mieszkania w momencie, gdy nasza kłótnia była w pełnym rozkwicie.
Oczywiście, usłyszał słowa matki i sam był bardzo zdziwiony. W mieszkaniu przez pewien czas zawisła grobowa cisza. Ale najbardziej zaskoczyła mnie reakcja mojego syna.
To on pierwszy przerwał to przygnębiające milczenie. Spokojnie podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i powiedział, że jestem jego ojcem nawet teraz, pomimo że nie jestem mu biologiczny. I bez względu na wszystko, będziemy wszyscy razem.
Nie mogłem przejść obok tych słów obojętnie. Takie ważne słowa głęboko mnie poruszyły. Szczególnie dziwne było to, że słyszałem to od takiego małego chłopca. Wtedy oczy stały mi się mokre od łez. Nic nie mówiąc, mocno objąłem syna. On również mnie przytulił w odpowiedzi.
Z żoną się pogodziliśmy, i zaakceptowałem tę sytuację. Pomimo tego, że syn nie jest moim biologicznym dzieckiem, nadal uważam go za swojego syna.