Byłam najstarszym dzieckiem w wielodzietnej rodzinie i to potem na mnie spadły wszystkie obowiązki. Musiałem opiekować się młodszym rodzeństwem, zawozić ich do przedszkola czy szkoły i stamtąd też odbierać. Rodzice nie pytali mnie, czy mam na to ochotę i w ogóle czy jestem na siłach, aby to wszystko robić i stawiali mnie po prostu przed faktem dokonanym.
Praktycznie nie miałem przyjaciół, ponieważ nie miałem czasu na to, by wychodzić i spędzać czas z rówieśnikami. Chłopaki z mojej szkoły śmiali się ze mnie, że jestem jak mamuśka, która musi uganiać się za dzieciakami. Tak bardzo mnie czasami raniły ich słowa, że zdarzało mi się nawet przez to płakać. Kiedy ojciec zauważył te moje chwile słabości, po prostu bił mnie pasem i powtarzał, że mam być facetem. Nie mogłem więc nawet okazać prawdziwych emocji.
Nie miałem dzieciństwa. Kiedy ukończyłem podstawówkę, poszedłem do szkoły zawodowej. Nie mogłem jednak wybrać tego, co mnie interesuje, bo rodzice zdecydowali za mnie i uznali, że powinienem zostać elektrykiem.
Trzy lata później dostałem pracę w dużej fabryce. Ojciec kazał mi kraść wszystko, co nadawałoby się później do sprzedaży na złomie, ale ja odmawiałem. Rodzice wtedy mówili, że jestem egoistą i przeze mnie oni będą żyli ciągle na niskim poziomie. Zabrali mi także moją całą pierwszą pensję. Kiedy przyszedł czas otrzymania drugiej wypłaty, po prostu uciekłem z miasta, wsiadając w pierwszy lepszy pociąg na dworcu. Było mi wszystko jedno, gdzie dotrę. Ważne dla mnie było to, aby móc wyrwać się z tego piekła. Zrozumiałem, że jeśli tutaj zostanę, zmarnuję sobie życie.
Tak, na początku było mi ciężko, ale bycie niewolnikiem swoich rodziców i rodzeństwa było znacznie gorsze. Postanowiłem przeć do przodu bez względu na to, jak bardzo będzie ciężko. Pracowałem fizycznie po 16 godzin, aż w końcu było mnie stać na wynajem pokoju. Potem zmieniłem pracę na lepszą.
Oszczędzałem nawet wtedy, gdy moja pensja wzrosła kilka razy i nie musiałem się tak bardzo martwić o to, czy przeżyję do pierwszego. Marzyłem o własnym mieszkaniu, które byłoby moją oazą spokoju, ponieważ przez cały ten czas wynajmowałem pokój u pewnego staruszka. Brał ode mnie niewiele pieniędzy, a ja w zamian za to pomagałem mu przy codziennych obowiązkach. Ten staruszek po jakimś czasie stał mi się bliższy niż moja własna rodzina. Zawsze po pracy parzyłem dla nas herbatę i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
Wkrótce poznałem moją przyszłą żonę. Nie wyprawialiśmy wesela i po prostu wzięliśmy tylko ślub. Wtedy przeprowadziłem się do jej dużego rodzinnego domu. Kilka miesięcy później Daria urodziła córkę, a rok później syna.
Zacząłem marzyć o tym, aby znowu nawiązać kontakt z rodzicami, ponieważ wciąż brakowało mi rodzicielskiej troski i miłości, a poza tym wierzyłem, że po takim czasie może coś się w nich zmieniło. Żona zaproponowała więc, abyśmy ich odwiedzili. Wypakowaliśmy więc torby przysmakami i prezentami dka nich i ruszyliśmy w drogę.
Kiedy rodzice mnie zobaczyli, od razu zaczęli mnie wyzywać, a ojciec chciał się na mnie rzucić z pięściami. Bracia byli pijani, siostra także dotrzymywała im w tym tempa.
Nikt z nich nawet nie zauważył, że nie przyjechałem sam, tylko z żoną i ich wnukiem. Kiedy dzieci chciały do nich podbiec, zatrzasnęli drzwi pod ich nosem. Może powiecie, że jestem zbyt wrażliwy, ale to było dla mnie za wiele i odwróciłem się na pięcie, a potem z żoną i dziećmi wróciliśmy do domu.
Kiedy rodzice umrą, nawet nie przyjadę do nich na pogrzeb.