Mój syn wziął ślub. Kiedy dobrze się czuje i chce mnie odwiedzić to jego żona robi wszystko co w jej mocy, aby nie przyjeżdżał do mnie. Natomiast kiedy nawet trochę się przeziębi to wysyła go do mnie z torbą ubrań w ręku, aby się pozbyć problemu.
Z Iloną są małżeństwem już cztery lata. Nie mają jeszcze dzieci i chyba za szczególnie się nie spieszą, by je mieć – mówią, że najpierw muszą stanąć na nogi i mieć pewną sytuację finansową. W ubiegłym roku wziął kredyt hipoteczny na mieszkanie i chciał go jak najszybciej spłacić, więc dość dużo pracował. Popieram ich i uważam, że najpierw trzeba pożyć trochę tylko “dla siebie”, jednocześnie tworząc odpowiednie warunki dla swojego dziecka. Moja najstarsza córka dała mi już wnuki, więc mam się z kim bawić i o kogo troszczyć.
Pomimo faktu, że są już małżeństwem od dłuższego czasu to tak naprawdę jej nie znam – do tej pory nie miałam z nią jakiegoś zbyt bliskiego kontaktu. Ona także nie bardzo chce ze mną rozmawiać, a ja nie widzę sensu narzucania się. Mamy ze sobą kontakt tylko wtedy, kiedy składamy sobie życzenia z okazji świąt czy urodzin i wtedy widujemy się na chwilę, by podarować sobie symbolicznie prezenty. Na podstawie tych kilku krótkich spotkań zorientowałam się, że jest bardzo podejrzliwa i traktuje wszystko z niedowierzaniem.
Z synkiem z kolei mam dobry kontakt. Nie jest maminsynkiem, ale często dzwonimy do siebie i odwiedzamy, by pomóc sobie w domu czy po prostu uciąć miłą pogawędkę raz w tygodniu. Bywa, że razem robimy także zakupy spożywcze. Niestety mogę powiedzieć, że teraz to już przeszłość, bo od kiedy Ilona pojawiła się w jego życiu, wszystko się zmieniło. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że gdy będzie miał rodzinę to zapewne tak często już nie będziemy się widywać, ale liczyłam na to, że znajdzie dla mnie chociażby te kilka godzina w weekend.
Ilona reaguje bardzo podejrzliwie, gdy męża nie ma w domu – nie wierzy, że jedzie do matki i co godzinę dzwoni do niego z wyrzutami, jednocześnie krzycząc do słuchawki, że na pewno nie odwiedza matki, a jest z inną kobietą. Nawet w momencie, w którym słyszy mój głos nie zawsze jest w stanie przekonać się do całej sytuacji. Myśli, że ułatwiam mu schadzki z kochanką i zaczęła podejrzewać, że chcę zniszczyć ich małżeństwo. Wmawia swojemu mężowi, że go pewnie nastawiam negatywnie w stosunku do niej, opowiadając na jej temat jakieś okropne rzeczy. Nigdy nie mieszałam się w ich sprawy – są w końcu dorosłymi ludźmi i sami sobie poradzą.
Kiedy po raz pierwszy przyszedł do mnie ze spakowaną torbą, to pomyślałam o całej tej sytuacji i wyrzuciłam go z domu. Potem zorientowałam się, że jest chory. Jakim trzeba być okropnym człowiekiem, żeby wystawić chorego na próg? Gdyby mieli dzieci lub byłaby w ciąży to jeszcze zrozumiałabym, dlaczego wysyła go do matki, ale przecież są sami. Ilona jest młoda i faktycznie, wszystko się może zdarzyć, w końcu oboje się porywczy. Oczywiście od razu zapytałam, co się stało. Kiedy mi wyjaśnił całą sytuację, bardzo się zdziwiłam.
Powiedział, że gdy jest chory, to ona tylko panikuje i wcale mu tym nie pomaga – gdy widzi, jaką ma temperaturę i słyszy jego świszczący oddech, to przerażona biega po mieszkaniu w obawie, że jeszcze sama się zarazi.
Po raz pierwszy pomyślałam, że to dobrze, że tak się stało. Uznałam, że nie będę z nią prowadzić wychowawczych rozmów, tylko pozwoliłam synowi u siebie zamieszkać na czas choroby. Mieszkał u mnie przez tydzień i przez ten czas ani razu nie przyszła go odwiedzić, przynieść chociażby jakiejś witaminy na wzmocnienie – dzwoniła tylko, pytała co i jak oraz oczywiście regularnie go kontrolowała. Po chorobie wrócił do ich mieszkania i znowu mnie nie odwiedza, ponieważ Ilona robi mu wyrzuty.
Zapytałam go co się dzieje, gdy to ona jest chora, czy wtedy też ją zostawia samej sobie? Nie, wtedy stara się jej pomóc w leczeniu i wyręcza ją w większości rzeczy. Niby jest taka uważna i troskliwa, ale gdy syn choruje, to wysyła go do mnie. I tak sobie żyjemy widując się w zasadzie od choroby do choroby. Kobiety nie obchodzi to, że ja się mogę zarazić i rozchorować tak samo lub nawet bardziej. Faktycznie, wiem jak zadbać o inną chorą osobę jak i o siebie w takiej sytuacji mimo, że jestem bez żadnego wykształcenia medycznego, ale moje zdrowie w tym wieku szczególnie jest narażone, więc niech nie dokłada mi sytuacji ryzykownych.
Powiedziałam synowi, że cała ta sytuacji za dobrze o niej nie świadczy, ponieważ małżonkowie przysięgają sobie, że będą ze sobą w zdrowiu i w chorobie, a ona jest z nim tylko wtedy, gdy wszystko jest w porządku. Nie przekonują mnie żadne wymówki o tym niby lęku przed chorobą! Ilona jest po prostu samolubna i boi się odpowiedzialności! A jeśli coś mi się stanie i zachoruje na coś poważniejszego, niż przeziębienie? Wtedy nie będzie mógł mnie odwiedzić, bo kobieta znowu będzie motywować to lękiem?
Najpierw ją usprawiedliwiał, a potem zaczął się zastanawiać. Zdaję sobie sprawę, że jeśli się rozstaną to Ilona stwierdzi, że się do tego przyczyniłam, ale nie zamierzam się jej z niczego tłumaczyć. Wiem jednak, że wina będzie leżała przede wszystkim po jej stronie. Nadal ma jeszcze czas, aby nauczyć się, jak radzić sobie ze swoimi lękami, ale coś mi mówi, że jeśli zachoruje ponownie, a ona ponownie powie, aby przyjechał do mnie, to syn odejdzie na dobre.