Kiedy mój syn był w drugiej klasie, a było to w 1985 roku, pracowałam na zmiany. Dokładniej na trzy zmiany.
Praca była ciężka i odpowiedzialna. Nie było opcji, żeby choć na chwilę się zdrzemnąć. Wracałam do domu z nocnej zmiany około godziny dziewiątej, myłam się i gdzieś w okolicy godziny dziesiątej kładłam się spać. Podczas roku szkolnego było to do zniesienia, jednak w weekendy albo wakacje, jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zaczynała się stała litania.
Co chwilę słyszałam tylko “mama, mama”. “Mamo wynieś mi rower, przynieś rower, znowu wynieś, daj pieniądze na lody, daj pieniądze na batona”. Ledwo się położyłam, dzwonek do drzwi. “Zapomniałem klucza”. I za chwilę pytanie, gdzie jest jego piłka i tak bez końca. Tłumaczyłam, prosiłam a on obiecywał i zapominał.
Pewnego dnia, doprowadzona do ostateczności, postanowiłam skorzystać z radykalnego środka. Zabrałam go na noc do pracy. W tamtych czasach nie było jeszcze takich zabezpieczeń, więc bez problemu go przemyciłam.
Wielu rodziców przyprowadzało swoje dzieci, żeby pokazać im gdzie i jak pracują, jednak brali je tylko na kilka godzin. Można było to zrobić na nocnej zmianie, kiedy nie było żadnego kierownictwa. W dzień taka opcja nie wchodziła w grę.
Tak więc syn pojechał ze mną. Posadziłam go w biurze przy hali produkcyjnej i dałam kilka zadań. Rysował tabelki w dzienniku zmian, później coś tam wymyśliłam innego. Po jakimś czasie zrobiłam chwilę przerwy na herbatę i posiłek.
Następnie dałam mu farbę i pędzel i kazałam malować sprzęty. Nad ranem zaczął przysypiać, jednak nie pozwalałam mu na to. Opowiadałam o swojej pracy, przegoniłam po schodach w górę i w dół ( takie chodzenie też ma związek z moją pracą). O 7.30 czekaliśmy na mojego zmiennika siedząc w biurze i wypełniając ostatnie dokumenty. Andrzej siedział na krześle a głowa opadała mu do tyłu. Kiedy tylko przysypiał budziłam go ze słowami: “ Andrzejku, nie możesz spać w pracy, mogą mnie za to zwolnić”.
W końcu zmiana została przekazana. W autobusie drzemał. Wróciliśmy do domu, nie chciał jeść. Natychmiast pobiegł spać. Spał cały dzień i prawie całą noc. I to była lekcja.
Nigdy więcej mnie nie budził. Nawet zaczął chodzić po cichutku, wcześniej tupał i trzaskał drzwiami.
Ktoś powie – okrutna matka, całą noc torturowała małe dziecko. Jestem innego zdania. Uważam, że zbyt długo trzymamy dzieci pod parasolem ochronnym. Dzieci muszą zrozumieć świat dorosłych.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.