Ostatnio już się nie dziwię, jaka ta nasza synowa, Iwonka, jest zaradna i sprytna. Tak nas skołowała, że już sami nie wiemy: zgadzać się na jej propozycję, czy nie.
Synowa jest trzy lata starsza od naszego syna, teraz ma 32 lata. Kiedy ją poznaliśmy, nie mogliśmy zrozumieć, co nasz syn w niej widzi: pulchna, farbowane na czarno włosy, zwykły, niepozorny wygląd. Ale pięknie mówi, od pierwszych minut potrafi zainteresować rozmówcę.
Do naszego miasta przyjechała ponad dziesięć lat temu. Studiowała księgowość. Od zawsze pracowała z domu, do dziś obsługuje księgowość dla kilku przedsiębiorców. Nie mówi nikomu, ile zarabia, nawet nasz syn tego nie wie na pewno.
Nie ma ojca. Iwonę wychowała matka, która już jakiś czas temu wyszła ponownie za mąż. Dziewczyna nie znalazła wspólnego języka ze swoim ojczymem, więc po studiach postanowiła nie wracać do domu i została w mieście.
Iwona umiała oczarować mężczyzn, nie wstydziła się przyjmować od nich prezentów, a nawet pieniędzy. Żyła, niczego sobie nie odmawiając. Inne dziewczyny by to ukrywały, ale nie Iwona, ona była z tego dumna. Za swoje główne osiągnięcie uważa to, że zakochał się w niej tak przystojny młody mężczyzna, jak nasz syn Paweł. I wciąż wychwala mnie i mojego męża, że jesteśmy dla niej tacy wspaniali, mówi, że nikt nie ma takich dobrych teściów.
Dzieci chciały z nami zamieszkać, więc mieszkamy wszyscy razem. Na początku wszystko było w porządku: Iwona doskonale gotowała, sprzątała mieszkanie i zawsze chodziła po zakupy. Co prawda dawaliśmy jej na wszystko pieniądze, bo, jak mówiła, ona wysyła pieniądze swojej chorej matce.
Zapytałam kiedyś mojego syna: jaką pracę ma Iwona, bo cały czas siedzi przy komputerze – ktoś jej za to zapłaci? Ale syn odpowiedział, że trochę tam zarabia. Mówi, że na razie nie może znaleźć innej pracy, ale wierzy, że zdobędzie więcej klientów i wtedy więcej zarobi. Zauważyliśmy, że Iwona wszystkie pieniądze wydaje tylko na siebie. Kupuje sobie tylko to, co najlepsze, a Paweł chodzi w jednych spodniach. Żal mu wydawać na siebie i całą wypłatę oddaje żonie.
Ale ostatnio coś nie możemy się dogadać z Iwoną. W ogóle nie zajmuje się domem, nie sprząta po sobie i mężu, chociaż cały czas jest w domu. My z mężem jesteśmy do wieczora w pracy, a kiedy wracamy do domu, nie ma nic do jedzenia, Iwonie nawet do głowy nie przyjdzie, żeby coś zrobić. Postanowiła nie kupować jedzenia, żeby nie tracić swoich pieniędzy. Żeby zaoszczędzić na futro, mówi, trzeba odkładać. W domu zawisły burzowe chmury i zdaliśmy sobie sprawę, że czas się rozstać, wspólne mieszkanie jest już po prostu nie do zniesienia.
Myśleliśmy, że to młodzi się wyprowadzą, ale mój syn nie chce, mówi, że ma blisko do pracy. Paweł nie chce też mieszkać w wynajętym mieszkaniu, bo mówi, że będzie musiał się podporządkować właścicielom, a to nie dla niego. Może by wzięli kredyt? Ale kto im go da, skoro Paweł pracuje na zlecenie, a Iwona właściwie tylko sobie dorabia. I wtedy synowa złożyła mi propozycję: „Wy weźmiecie kredyt na 15 lat, bez problemu wam dadzą. Kupicie sobie mieszkanie gdzieś za miastem, bo tam jest świeże powietrze, na starość jak znalazł. Mama ma jeszcze rok do emerytury, może w nowym miejscu poszukać sobie pracy, żeby nie dojeżdżać. A o kredyt się nie martwcie, ja go spłacę, jeszcze tylko kilku klientów i pieniędzy będzie więcej.”
Byłam w szoku. Nie wierzymy z mężem, że Iwona zarobi dużo pieniędzy. W końcu tyle czasu żyli na naszym garnuszku, a ona bezmyślnie wydawała pensję Pawła. Syn przekonuje mnie: „Mamo, spłacimy to, wystarczy nam pieniędzy i na życie, i na kredyt”. Teraz sama nie wiem, może syn ma rację? Trzeba mu zaufać i pomóc, bo kto to zrobi, jak nie my? Iwonie też raczej wierzymy, myślę, że nie zostawi nas w biedzie… Synowa jest u nas zameldowana, mieszkanie jest zapisane na mnie, a my nie chcemy zamieniać mieszkania na inne. No, ale ono przecież nadal będzie należało do męża i do mnie. Ale czy dzieci będą w stanie spłacić kredyt?