Marek nie wierzył własnym oczom – przy wyjeździe z miasta, na poboczu, opierając się plecami o samochód na ziemi siedziała panna młoda w eleganckiej białej sukni. Marek gwałtownie zahamował, a potem cofnął samochód nieco do tyłu, wysiadł z niego i pobiegł do dziewczyny. Płakała.
– Hej, dziewczyno, potrzebujesz jakiejś pomocy? – Marek. Dziewczyna nie zareagowała na jego pytanie.
– Zepsuł Ci się samochód? – znowu zapytał – Czy koło do wymiany?
Dziewczyna nadal płakała, nie zwracając uwagi na Marka .
– Dziewczyno, powiesz mi w końcu, co się stało? nie siedź na tej ziemi, jeszcze się rozchorujesz, poza tym na pewno pobrudzisz sukienkę. Prawdopodobnie spieszysz się na ślub? Podwiozę Cię.
Dziewczyna w końcu podniosła oczy na Marka i głosem drżącym od długiego płaczu powiedziała:
– Możesz mi pogratulować, ukradziono mi narzeczonego.
– Co? – przez słowa, które usłyszał na jego ustach pojawił się głupkowaty uśmieszek.
– No ukradziono mi ukochanego – dziewczyna znów subtelnie jęknęła.
–Ekhm… Rozumiem – mruknął Marka – Narzeczonych kradną, to normalne, słyszałem o tym.
Dziewczyna skinęła głową i powiedziała:
– No naprawdę, nie zdążyliśmy wejść do środka, żeby się pobrać, bo podjechał jakiś samochód i wciągnęli go do środka. Tzn. w sumie sam tam wszedł, za kierownicą była ona…
– a Ty dlaczego tu jesteś?
– Ścigałam ich.
Dziewczyna wyjęła spod nóg zmięty welon i zaczęła ocierać nim łzy.
– Hej, przestań, ubrudziłaś sobie welon – martwił się Marek – Chcesz, to przyniosę ci wilgotne chusteczki, mam je w samochodzie.
– Po co mi one teraz? – dziewczyna odwróciła welon w dłoniach i rzuciła go na drogę.
– Co Ty robisz?! – Marek rzucił się za welonem na drogę, złapał go i zwrócił się do dziewczyny.
– Jak długo tu już siedzisz?
– Całe życie – powiedziała gorzko panna młoda.
– Dobra, głupio zapytałem. Uważam jednak, że powinnaś się cieszyć, że stało się to przed ślubem.
– Co mam teraz zrobić? – zapytała z tęsknotą – W restauracji czekają na mnie goście, głównie moja rodzina. Stół jest suto zastawiony, to miało być piękne wesele. Będą się ze mnie śmiać i pewnie powiedzą “a nie mówiliśmy?! Przecież Cię ostrzegaliśmy”.
– Ostrzegali?
– Tak, uważali go za łajdaka, ale ja się tak zakochałam… A Ty masz żonę? – spytała nagle.
– Nie – mężczyzna aż się zakrztusił, słysząc to pytanie.
– I słusznie teraz nikomu nie można ufać, ani mężczyznom, ani kobietom. Widzisz, właśnie moja przyjaciółka przedstawiła mojego ukochanego tej samej, która mi go zabrała.
– No coś Ty?! – Marek usiadł na ziemi obok dziewczyny – Naprawdę koleżanki robią sobie nawzajem takie okropne rzeczy?
– Okazuje się, że tak. Może powinnam teraz wyjechać do innego miasta? Co o tym myślisz? – zapytała Marka poważnym tonem – Nie chcę oglądać teraz żadnych znajomych twarzy. Jak myślisz, gdzie mogę się wybrać?
– To może pojedziesz ze mną? – nagle wypalił Marek.
– Z Tobą? Spojrzała na niego ze zdziwieniem – Kim Ty właściwie jesteś?
– Człowiekiem – wzruszył ramionami Marek – Wolnym, takim jak Ty.
– Też od kogoś uciekłeś? – podejrzliwie zapytała.
– Tak – uśmiechnął się – Od rodziców. Chcę odnaleźć swoją życiową drogę. Wyjeżdżałem i zobaczyłem, jak siedzisz przy drodze, więc się zatrzymałem
– No popatrz – uśmiechnęła się nieśmiało – prawdopodobnie byłeś zaskoczony, gdy mnie zobaczyłeś? – roześmiała się.
– Siedzi taka bidulka na poboczu w sukni ślubnej – no jak można się nie zdziwić – on także się roześmiał – No to jak? Jedziemy? We dwoje będzie zabawniej.
– Ale jak to tak, z nieznajomym? Chociaż… – przerwała – Sądząc po Twoich oczach, nie jesteś jakimś bawidamkiem, wyglądasz mi na poważnego człowieka.
– Bardzo poważnego – skinął głową – Byłem nawet kiedyś dyrektorem, dość krótko, bo po prostu takie stanowisko mi się nie spodobało. No to co, jedziemy?
– A co z moją rodziną? Chociaż pewnie mój świadek już wszystko powiedział. A wiesz co, najpierw pojedziemy do restauracji. Posłuchamy, jak się ze mnie śmieją.
– Chcesz jechać ze mną?
– Oczywiście, że z Tobą, bez Ciebie nigdzie się nie ruszam.
– Czy to będzie dla Ciebie komfortowe?
– Po tym, co mi się przydarzyło Twoje pytanie brzmi co najmniej dziwnie. Powiem im, że przyjechaliśmy zjeść przed dalszą drogą. Daleko jedziemy?
– Im dalej, tym lepiej.
– Świetnie! – uradowała się – Jednocześnie będziemy mogli świętować moje nieudane małżeństwo. Potem pojadę, spakuję trochę rzeczy i jeśli oczywiście nie zmienisz zdania, pojedziemy dalej.
– Mam na imię Marek – powiedział, podnosząc się zdecydowanie z ziemi.
– A ja jestem Róża – ona też wstała i wyciągnęła do niego rękę.
– Bardzo mi miło – uścisnął jej delikatną dłoń.
– Wsiadaj do samochodu, ja pojadę za Tobą, a potem niech wszystko potoczy się tak, jak los o tym zadecyduje. Jeśli Twój samochód nagle zniknie w tyle, nie obrażę się na Ciebie – powiedziała Róża wesoło i otworzyła drzwi swojego samochodu.
– Nie zniknie – odrzekł Marek – Nawet nie próbuj ode mnie uciec.
I dwa samochody odjechały w nieznanym kierunku.