Moja teściowa i szwagierka nie widzą problemu, a ja nie mam ochoty zajmować się cudzym dzieckiem.

Wyszłam za mąż mając 18 lat, mój wybranek mieszkał w niedalekim sąsiedztwie. Poznaliśmy się, gdy kończyłam liceum, a on akurat wrócił na stałe do Polski ze Stanów. Poprosił mnie kiedyś o pomoc w wypełnieniu dokumentów na studia i pomoc w przypomnieniu sobie matematyki. W to lato się w nim zakochałam. Wybrałam się na tę samą uczelnię co Karol, żeby nasz kontakt się nie urwał.

Wspólna nauka, imprezy i miłość bardzo nas do siebie zbliżyły i jeszcze przed ukończeniu studiów wzięliśmy ślub. Na magisterkę wybraliśmy się zaocznie, bo mięliśmy okazję pracować. Moi rodzice odstąpili nam swoje mieszkanie, a sami przenieśli się do domu babci.  Po ukończeniu studiów zdobyliśmy dobrą pracę i zaczęliśmy myśleć o posiadaniu dzieci.

Mam teraz 29 lat, Karol jest trochę starszy ode mnie, a nasze dziecko ma dopiero 3 miesiące. Nigdy nie liczyliśmy na niczyją pomoc, staraliśmy się rozwiązywać nasze problemy samodzielnie. Moje dziecko jest bardzo nerwowe i często płacze, więc nie mogę powiedzieć, że się wysypiam, a dodatkowo teściowa zaczęła się wtrącać. Matka mojego męża mieszka wraz z jego rozwiedzioną siostrą i jej trzyletnim synkiem.

Jeszcze kiedy byłam w ciąży Magda podrzucała mi dziecko i szła załatwiać swoje sprawy albo po prostu na imprezę ze znajomymi. Dzieciak przeważnie rysował lub słuchał historii, które mu czytałam, ale teraz nie jestem w stanie zająć się swoim dzieckiem, a co dopiero dwójką. Niestety teściowa i szwagierka nie potrafią tego zrozumieć i nadal podrzucają mi chłopca pod opiekę, a same idą się dobrze bawić.

Próbowałam tłumaczyć, że nie jest łatwo pilnować dwójki dzieci i prosiłam, żeby nie przyprowadzały Pawełka. Przez kilka dni miałam spokój, ale potem znowu zaczęły się „awaryjne sytuacje”, kiedy chłopiec miał zostać u mnie maksymalnie dwie godzinki, a one wracały po niego dopiero wieczorem. Poprosiłam nawet męża, żeby spróbował przemówić im do rozumu, ale nic nie działa.

Tak jak wcześniej, nadal przyprowadzają dziecko i idą. Teraz nawet nie pytają o zgodę, jakby im się to należało! Ostatnio moja szwagierka i jej koleżanka poleciały razem na wakacje, a teściowa pojechała do siostry, oczywiście Pawełka podrzuciły do nas, bo oczywiście, jak stwierdziły: „Kto inny będzie się nim opiekował, jak nie ty? Nie możemy go zabrać ze sobą”. Kiedy odmówiłam pomocy, Magda zostawiła syna u mnie w kuchni i sobie poszła. Wezwałam taksówkę, wzięłam chłopca i zawiozłam do teściowej, a ona wpadła w szał, zaczęła mnie wyzywać od najgorszych, że nie chcę się zająć jej wnukiem.

Tłumaczyłam, że dzieckiem powinna zajmować się matka, a babcie i inne osoby z rodziny mogą ewentualnie pomóc, jeśli mają czas i ochotę, a ja dla tego chłopca jestem w dodatku zupełnie obcą osobą. Okazało się, że Magda potrzebuje wolności, bo chce wyjść za mąż, a czas ucieka – ma już 24 lata. To jakiś absurd, ona nie ma czasu, a mnie i moje potrzeby można lekceważyć?

Po tej rozmowie teściowa się na mnie obraziła i stała się wobec mnie krytyczna. Ale ja naprawdę muszę się zająć moim trzymiesięcznym synkiem i nie chcę, żeby mi cały czas przeszkadzało jakieś obce dziecko. Nie chciałam się aż denerwować przed teściową, ale mam dość takiego traktowania. Teściowa nie rozumie, że każdy człowiek ma swoją cierpliwość i ograniczone pokłady energii, nie jestem przecież robotem! Myślę, że mam całkowitą rację. A może jednak nie mam i powinnam im pomóc?

-->