W każdą niedzielę brat męża je u nas śniadanie, obiad i kolację. Twierdzi, że tak odpoczywa od swojej rodziny

Wiktoria z mężem Tomkiem mieszkają w mieście. Chcę zauważyć, że żyją w dostatku i szczęściu. Tomek jest prawdziwą złotą rączką i potrafi naprawić wszystko sam, przez to zarabia dobre pieniądze. Mimo tego ma czas dla swojej rodziny, z którą chętnie spędza każdą wolną chwilę.

Moja córka z kolei jest dobrą panią domu. Gotuje smacznie, a ich dom jest zawsze czysty i jest w nim bardzo przytulnie. Nie zapomina też o sobie – regularnie ćwiczy, zawsze ma świetną fryzurą i manicure, dodatko wciąż pracuje, a nie siedzi na garnuszku męża w domu. Można powiedzieć, że mają się świetnie.

Niedawno Wiktoria zadzwoniła do mnie i powiedziała, że młodszy brat Tomka wraz z rodziną przeprowadził się do naszego miasta i wynajął w ich pobliżu mieszkanie. Teraz często się widują, pomagają sobie nawzajem i uważała, że naprawdę świetnie mieć w pobliżu swoich bliskich. Cieszyłam się ich szczęściem i popierałam jej słowa – kiedy w pobliżu mieszka jakaś rodzina, to naprawdę potrafi czasami pomóc, tym bardziej w jakiś sytuacjach kryzysowych. Bliscy potrafią czasami też coś doradzić, albo po prostu porozmawiać i przyjść z wizytą, co również jest miłe.

Od tego czasu minęło kilka miesięcy. To był sobotni wieczór i jak zwykle zadzwoniłam do Wiktorii, aby dowiedzieć się, jak się sprawy mają i co robi.

Odpowiedziała, że gotuje na niedzielę jedzenie. Już ugotowała rosół, upiekła ciasto i usmażył koltlety, a teraz robi gołąbki.

Zapytałam ją, po co im tyle jedzenia, czy spodziewają się jakiś gości, a ona odpowiedziała, że teraz zawsze mają gości w niedziele, a raczej jednego gościa, a potem zaczęła mi wszystko opowiadać.

Okazało się, że brat jej męża przychodzi do nich w każdą niedzielę wczesnym rankiem, je śniadanie z nimi, a następnie idzie odpocząć na ich kanapie. Leży zatem przed telewizorem do obiadu, potem przychodzi do kuchni na obiad, a potem znowu kładzie się, by odpoczywać. Zdrzemnie się kilka godzin, obejrzy telewizję, potem zje u nich kolację i dopiero wraca do swojego domu. Wiktoria powiedziała, że już ma tego dosyć, a jej mąż też nie jest zachwycony całą tą sytuacją, ale nie może powiedzieć niczego bratu wprost.

Teraz czekają, aż dziecko im podrośnie i może wtedy przestanie przychodzić. W międzyczasie je na ich koszt, bo nigdy sam nic nie przyniósł, nawet ciastek do herbaty!

Wtedy nic nie powiedziałam mojej córce, chociaż pomyślałam sobie, że w ten sposób on nigdy nie przestanie do nich przychodzić. Jest mu tam dobrze, bo jest tam smacznie karmiony i może sobie tylko odpoczywać. Dlaczego więc miałby nie żyć w ten sposób?

A Ty jak byś się zachował/a w takiej sytuacji?

-->