Mam dwóch wnuków – obaj chłopcy. Jeden z nich ma dwa lata, drugi cztery. Boję się przyznać, ale ich nie lubię. To smutne, ale nie czuję do nich żadnej więzi. Są dla mnie jak obcy ludzie.
Może to wszystko przez nasze napięte relacje z synową, która chce je poprawić. Ciągle zazdrości naszego trzypokojowego mieszkania i chce nas przenieść do ich mieszkania. Jednak uważam, że każda rodzina powinna samodzielnie rozwiązywać swoje problemy mieszkaniowe. Dlaczego miałabym oddać swoje mieszkanie? Daliśmy im na ślub jednopokojowe mieszkanie w nowym budynku.
Najdziwniejsze jest to, że ostatnio Olga postawiła mi ultimatum: albo zgodzę się na wymianę, albo nie pozwoli mi widywać wnuków. Byłaby naprawdę zaskoczona, gdyby wiedziała, że tak naprawdę nie czuję potrzeby ich widywania.
Dlaczego krzyczę i płaczę? Mi odpowiada ten stan rzeczy. Możesz mnie oceniać, ale szczerze wyraziłam swoje stanowisko.