W ciągu dziesięciu lat dostałam od córki tylko dwie butelki oliwy z oliwek. Żadnych pieniędzy ani markowych ubrań. A kurtkę, którą tak chwaliła moja sąsiadka, kupiłam przedwczoraj w second handzie.

Ale wstydzę się przyznać sąsiadom, że moja córka zupełnie o mnie nie pamięta, więc wymyślam na przykład, że Ola przysyła mi to czy tamto, a tak naprawdę sama kupuję włoskie czekoladki w małym sklepiku na drugim końcu miasta i rozdaję je dzieciom sąsiadów, mówiąc, że dostałam je od Oli.

– Tobie to dobrze, Krysiu, – mówi Ula, moja sąsiadka. – Masz córkę za granicą, przysyła ci pieniądze, firmowe rzeczy.

Sąsiadka wskazuje na moją kurtkę, na której dużymi literami wyhaftowane jest logo znanej marki, a ja tylko wzruszam ramionami.

– Na urodziny mi przysłała, noś sobie, mamo, mówi.

– Ech, niektórzy to mają szczęście, – Ula wygładza szalik. – No dobrze, ja lecę, muszę odebrać wnuczkę z przedszkola, a synowa w tym czasie zrobi obiad. Pozdrów ode mnie Olę.

– Dobrze, pozdrowię, – mówię i wchodzę do mieszkania.

Ola to moja córka, która od ponad dziesięciu lat mieszka i pracuje we Włoszech. Wstyd się przyznać sąsiadom, ale Ola rzadko do mnie dzwoni, nie mówiąc już o tym, żeby coś mi przysyłała. W ciągu dziesięciu lat dostałam od córki tylko dwie butelki oliwy z oliwek. Żadnych pieniędzy ani markowych ubrań. A kurtkę, którą tak chwaliła moja sąsiadka, kupiłam przedwczoraj w second handzie. Ale wstydzę się przyznać sąsiadom, że moja córka zupełnie o mnie nie pamięta, więc wymyślam na przykład, że Ola przysyła mi to czy tamto, a tak naprawdę sama kupuję włoskie czekoladki w małym sklepiku na drugim końcu miasta i rozdaję je dzieciom sąsiadów, mówiąc, że dostałam je od Oli.

Nie potrzebuję prezentów ani pieniędzy od córki – mam emeryturę, a czasem udzielam prywatnych lekcji gry na fortepianie. Byłam nauczycielką w szkole muzycznej. Na szczęście wystarcza mi na życie, udaje mi się nawet coś odłożyć. Bardziej mnie martwi to, że ​​moja córka nie przyjeżdża i prawie do mnie nie dzwoni. Rozmawiałyśmy w Boże Narodzenie, ale tylko przez dwie minuty. A o moich urodzinach zupełnie zapomniała. Nie, nie obrażam się, rozumiem, że czasy są takie, że trzeba zarabiać, ale ja za nią tęsknię, a ona za mną – nie.

Ale co tu mówić o Oli, która jest za granicą, skoro Paweł – mój syn, który mieszka na wsi niedaleko naszego miasta, przyjeżdża do mnie tylko wtedy, kiedy potrzebuje pieniędzy. Przysyła go moja synowa, Ania. Na początku była przeciwna temu, żeby mój syn w ogóle utrzymywał ze mną kontakty, bo zaraz po ślubie mieszkali u mnie. Ani się nie podobało, że mam w domu własne zasady i na przykład nie pozwalam, żeby pić albo palić w moim mieszkaniu. Namówiła więc mojego syna, żeby zamieszkali z jej rodzicami. Mówiła, że oni mają bardziej ludzkie zasady. Przeprowadzili się na wieś, oboje nigdzie nie pracują, siedzą na utrzymaniu teściów, a o mnie przypominają sobie tylko wtedy, gdy nie wystarcza im na kolejną butelkę.

Rodzice Ani to całkiem porządni ludzie, bez żadnych nałogów. To oni zajmują się wychowaniem mojego wnuka Dawida. Ale do mnie podchodzą z jakimś strachem. Nie chcą, żebym widywała się z wnukiem, boją się chyba, że ​będę chciała przejąć opiekę nad dzieckiem. Ale ja tego nie zrobię, bo uważam, że chłopak powinien dorastać przy rodzicach. To jego obecność jeszcze jakoś powstrzymuje Anię, żeby nie popłynęła i nie zniszczyła sobie całkowicie życia. Ale chciałabym chociaż raz na jakiś czas widywać się z moim jedynym wnukiem, bo Ola nie ma dzieci.

Krótko mówiąc, po tym, jak całe życie poświęciłam dzieciom, teraz, na starość, czuję się strasznie samotna. Z mężem rozwiedliśmy się dwadzieścia lat temu – zamieszkał z inną kobietą, która urodziła mu córkę. Zobaczyłam w serwisie społecznościowym, że niedawno został dziadkiem. Razem ze szczęśliwą żoną i zięciem odbierał córkę i wnuczkę ze szpitala. A ja patrzyłam na to zdjęcie i płakałam. Nie, nie z zazdrości – lata złagodziły ból i wymazały wspomnienia. Płaczę, bo jestem sama na świecie. Kiedy umrę, nikt nawet nie będzie płakał. Może tylko moja córka gdzieś w dalekich Włoszech, ale pewnie nie będzie mogła przyjechać na pogrzeb, bo jak zawsze będzie zajęta pracą. A po dwóch dniach zapomni, że mnie już nie ma.

No, może tylko moja sąsiadka, Ula, choć na chwilę się zasmuci. Chociaż mi zazdrości, to jest chyba jedyną osobą, do której mogę się teraz zwrócić. Gdyby tylko wiedziała, jak ja jej zazdroszczę w tych chwilach, kiedy opowiada, jaka zmęczona jest bieganiem za wnukiem po boisku. Słucham i tylko przełykam łzy, bo wiem, że mi się to nigdy nie przydarzy…

-->