Życie pisze czasami najgorsze scenariusze. Agnieszka Stolarek z Wielkopolski najpierw musiała pochować ukochanego synka Kubusia, teraz walczy o życie ukochanego męża. – Ile jeszcze cierpienia na mnie spadnie? – głośno zastanawia się kobieta…
Kubuś, pierwsze dziecko pani Agnieszki, urodził się w 2008 roku. Niestety lekarze zdiagnozowali u niego nieoperacyjnego guza pnia mózgu. Chłopiec przeszedł bardzo agresywne leczenie chemioterapią i radioterapią, lecz jesienią 2014 roku okazało się, że guz się powiększył. Pani Agnieszka walczyła o swojego syna do końca. Nie poddawała się. Organizowała zbiórki na leczenie synka i sama wspierała go na każdym etapie leczenia. – Zabrakło nam czasu – mówiła smutno po pogrzebie ukochanego Kubusia. Dwa lata później Kubuś zmarł, a świat pani Agnieszki się załamał…
Po kilku latach od tamtej tragedii kobieta na nowo spróbowała jednak ułożyć sobie życie. – Nie mogę się poddać także dla Kuby – mówiła. Poznała Krzysztofa, z którym połączyła ją wielka miłość. Para pobrała się i 1,5 roku temu na świat przyszła ich wymarzona córeczka. Jednak to, co wydarzyło się w czerwcu tego roku, a dokładnie w dzień ojca, znów zatrzęsło światem pani Agnieszki.
– Wyjechaliśmy na weekend do Kołobrzegu. Chcieliśmy pokazać naszej córeczce morze – opowiada pani Agnieszka, która w pewnym momencie zauważyła, że jej mąż Krzysztof ma żółte oczy. – Powiedziałam, że wracamy z plaży i jedziemy na pogotowie w Kołobrzegu – mówi. Tam zrobiono mężczyźnie próby wątrobowe, które były bardzo wysokie. Po szybkim powrocie do Poznania, USG pokazało pierwsze nieprawidłowości. – Tydzień później już tomograf komputerowy ukazał raka pęcherza żółciowego, który nacieka na drogi żółciowe, wątrobę i węzły – mówi pani Agnieszka.
W jednej chwili świat pani Agnieszki znów się zawalił, a przed oczami pojawiły się koszmary, gdy odchodził jej syn. Dodatkowo lekarze w Poznaniu nie dają panu Krzysztofowi żadnych szans na wyzdrowienie. – Usłyszeliśmy, że w grę wchodzi tylko chemia paliatywna, której nie można podać, bo nie mamy wyników biopsji – mówi pani Agnieszka. Z kolei biopsji zrobić nie można, bo niestety utrzymująca się wysoka żółtaczka nie pozwala na to. – Jego wynik bilirubiny to 19 a musi mieć poniżej 3 – mówi pani Agnieszka, która dodaje, że razem z mężem nie zamierza się poddać. – Znaleźliśmy lekarza, który być może usunie woreczek żółciowy wraz z naciekami, usunie część wątroby zajęty rakiem, przy okazji pobierze wycinek do badan histopatologicznych i po wyniku wrócimy na chemioterapię – mówi z nadzieją w głosie pani Agnieszka.
– Kiedy patrzę na moje dziewczyny nie mogę powstrzymać łez. Pragnę patrzeć, jak moja córeczka rośnie, uczy się mówić, idzie do przedszkola. Nie rozumiem dlaczego los chce mi to wszystko odebrać? – mówi smutno pan Krzysztof. On i jego żona proszą wszystkich o wsparcie finansowe. Bez pieniędzy nie uda im się walka z podstępnym rakiem.
Pan Krzysztof musiał porzucić pracę, teraz zarabia więc tylko pani Agnieszka, a potrzeby na leczenie są ogromne. – Mam ustawioną dietę, zalecone mnóstwo ziół i suplementów. Ratuję się jak mogę stosuje alternatywne formy leczenia, umawiam konsultacje – opisuje mężczyzna i dodaje, że nie podda. I zrobi to dla żony. – Siedem lat temu walczyła o synka, chorował na nowotwór, straciła go. A teraz na nowo ma to wszystko przeżywać? – pyta załamany.
Pomóc rodzinie pani Agnieszki i Krzysztofa można tutaj. Liczą się wszystkie wpłaty.