Kiedy miałam 8 lat, ojciec zostawił mamę i zamieszkał z inną kobietą. Zapomniał nie tylko o matce, ale też o mnie – nie dzwonił, nie pytał, jak się czuję, nie kupował ubrań ani prezentów. Tylko raz, kiedy miałam 10 lat, złożył mi życzenia z okazji urodzin i dał zabawkę. Potem nasze ścieżki ostatecznie się rozeszły.
Dorastałam z mamą. I wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko się mną interesowała i mnie wychowywała. Odkąd pamiętam, zawsze starała się przede wszystkim ułożyć sobie życie uczuciowe. Rozumiem, że kiedy ojciec ją zostawił, była jeszcze dość młoda i potrzebowała miłości. Ale w pogoni za uczuciem zapomniała o własnym dziecku. Całe wakacje spędzałam u babci na wsi, rzadko dostawałam nowe ubrania i to wcale nie dlatego, że nie było pieniędzy, tylko dlatego, że mama wszystko wydawała na siebie.
A już w 1 klasie liceum, kiedy moja matka ponownie wyszła za mąż, zostałam już na stałe odesłana na wieś. Nowy mąż mojej mamy nie chciał wychowywać cudzego dziecka, poza tym po prostu go irytowałam. W tamtej chwili mama nie wybrała mnie. Nie tylko zostawiła mnie u babci, ale też bardzo rzadko mnie odwiedzała i równie rzadko dawała pieniądze na moje utrzymanie. Żyliśmy z emerytury moich dziadków – luksusów nie było. Dobrze, że mieliśmy chociaż własny ogród, nie trzeba było kupować warzyw i owoców. Dziadkowie hodowali też kurczaki, króliki i krowy, więc było mleko, mięso i jajka. Nowe ubrania kupowali mi dopiero wtedy, kiedy z nich albo wyrosłam, albo były już tak znoszone, że nie nadawały się do użytku.
Mimo wszystko udało mi się wzorowo zdać maturę i dostać się na dzienne studia. Studiowałam to, o czym zawsze marzyłam – bankowość. Bez żadnych trudności zdobyłam wyższe wykształcenie. A ono pomogło mi w znalezieniu dobrej i świetnie płatnej pracy. Po 5 latach kupiłam sobie samochód i jednopokojowe mieszkanie.
Właśnie wtedy na progu mojego domu stanęła ponownie matka. Zaczęła płakać, że jej mąż znalazł sobie młodszą i wyrzucił ją z domu. W ciągu tych wspólnych lat udało mu się ją przechytrzyć – przepisał mieszkanie na swoją mamę. W związku z czym moja matka straciła nie tylko męża, ale jeszcze mieszkanie. Przyszła do mnie, bo nie miała dokąd pójść.
Zrobiło mi się żal tej, obcej dla mnie, kobiety i pozwoliłam jej u siebie zostać. Postawiłam warunek, że za miesiąc lub dwa znajdzie pracę i się wyprowadzi. Tak się umówiłyśmy.
Na początku wszystko szło zgodnie z planem – mama szukała pracy, zachowywała się skromnie i nie zadawała żadnych pytań. Nie byłyśmy ze sobą blisko, ale też się nie kłóciłyśmy. Ale po miesiącu zauważyłam zmiany w zachowaniu mojej mamy – często wracała późno do domu, czasami po alkoholu. Kiedy pytałam, gdzie była, opowiadała historyjki o koleżankach i spotkaniach z nimi.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej – nie czułam się zbyt dobrze i dlatego się zwolniłam. Kiedy próbowałam otworzyć drzwi mieszkania, nie mogłam. Zapukałam, a po kilku minutach otworzyła mi mama. Zostawiła klucz w zamku, więc nie mogłam dostać się do środka. Nie była sama – w pokoju siedział jakiś nieznajomy mężczyzna w samych majtkach. Na stole stało kilka butelek wina i miska z owocami. Kiedy zaczęłam pytać, co się dzieje w moim domu, mama zaczęła krzyczeć, że ma prawo do prywatności. Historia zaczęła zataczać koło. Ale moja matka nie wzięła pod uwagę faktu, że mam już nie 8, ale 28 lat i teraz nie ona wyrzuci mnie z domu, tylko ja ją.
Powiedziałam jej, żeby jutro nie pozostał w moim mieszkaniu żaden ślad po niej. W międzyczasie wyrzuciłam tego mężczyznę. Matka kłóciła się, krzyczała i mnie przeklinała, ale nie miała innego wyjścia, jak spakować swoje rzeczy. Ale powiem wam, że nie jest mi jej żal. Nikomu nie życzę takiej mamy.
Ewa, 28 lat