Śmierć ciężarnej 33-latki w szpitalu. “Parę miesięcy temu byliśmy na jej weselu”

33-letnia Dorota zmarła w szpitalu w Nowym Targu. Była w dwudziestym tygodniu ciąży. – Na pytanie, co się stało, lekarz wzruszył ramionami i powiedział, że nie wiedzą – mówi kuzynka Ilona Adamczyk. Sprawie przyjrzeli się reporterzy programu “Uwaga! TVN”.

Uwaga! TVN. 33-letnia ciężarna zmarła w szpitalu

33-latka we wrześniu wyszła za mąż.

– Mieliśmy przygotowany pokój i łazienkę u rodziców, ale zaczynaliśmy też budowę własnego domu – opowiada Marcin Lalik, mąż pani Doroty.

Małżeństwo było spokojne i zgrane.

– Parę miesięcy temu byliśmy na jej weselu. Teraz będziemy na jej pogrzebie. To jest nie do opisania – mówi Daniel Borowski, brat 33-latki.

Pani Dorota mieszkała z mężem w Bochni. Na Podhale przyjechała, żeby odwiedzić matkę.

– W sobotę w nocy odeszły jej wody i pojechała z mężem do szpitala – relacjonuje brat zmarłej kobiety.

Pani Dorota trafiła do szpitala w Nowym Targu.

– Wiedziałem, że dziecko może się udusić, bo nie ma czym oddychać. Zostałem jednak uspokojony, że żyje, że wszystko jest w porządku, a oni [lekarze – red.] będą obserwować, jak się będzie rozwijało. Lekarz dyżurujący powiedział mi, że są szanse na szczęśliwy finał, jeśli żona będzie leżeć – opowiada pan Marcin.

– Wszystko było utrzymywane w duchu dawania nadziei, przekonywania, że wszystko będzie dobrze. W ogóle nie było mowy o tym, że ona może stracić ciążę. A co dopiero życie – dodaje Ilona Adamczyk, kuzynka pani Doroty.

Ostatni kontakt z rodziną pani Dorota miała około godziny 21 we wtorek. Przekazywała wówczas, że źle się czuje, wymiotowała, miała dreszcze.

Z dokumentacji medycznej nie wynika, co działo się potem przez całą noc. O 5:20 rano następnego dnia była już w ciężkim stanie.

– Rano zadzwoniła do mnie pielęgniarka, że stan żony się pogorszył. Poprosiła o natychmiastowy przyjazd. Myślałem, że stało się coś z dzieckiem, ale tego się nie spodziewałem – podkreśla mąż pani Doroty.

USG wykazało obumarcie płodu, kobietę przewieziono na oddział intensywnej terapii. Według dokumentacji medycznej miała już wówczas siną i zimną skórę. Była głęboko nieprzytomna. O 7:16 nastąpiło zatrzymanie krążenia. Śmierć nastąpiła o godz. 9:38.

– To był bardzo wczesny etap ciąży z punktu widzenia szans jej utrzymania. Po odejściu wód płodowych, zdaniem lekarzy, szanse na donoszenie ciąży są minimalne. Jednocześnie dramatycznie rośnie ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej – podkreśla mec. Jolanta Budzowska, pełnomocnik rodziny pani Doroty.

Mecenas Jolanta Budzowska, która reprezentuje rodzinę pani Doroty, specjalizuje się w błędach medycznych. To ona była także pełnomocnikiem bliskich pani Izabeli, która w podobnych okolicznościach zmarła w szpitalu w Pszczynie. W obu przypadkach u kobiet systematycznie rósł wskaźnik CRP, widoczny sygnał zakażenia organizmu.

 CRP rosło, czyli rosło zagrożenie rozwojem sepsy u pacjentki. Nie wiem, na co czekali lekarze. Z jednej strony może czekano na obumarcie płodu, ale z drugiej strony nie monitorowano jego stanu. Badanie USG przy przyjęciu wykazało płód żywy, potem z tego, co wiem od rodziny, pani Dorota domagała się powtórzenia badania. Ostatecznie badanie USG ponownie wykonano dopiero wtedy, gdy stan jej zdrowia się dramatycznie pogorszył. To był już ostatni etap wstrząsu septycznego – mówi mecenas Budzowska.

Prokuratura wszczyna dochodzenie

Śledztwo prokuratury prowadzone jest w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pani Doroty i jej nienarodzonego dziecka.

– Na pytanie, co się stało, lekarz wzruszył ramionami i powiedział, że nie wiedzą. Nikt nie udzielił odpowiedzi, nikt nie chciał rozmawiać. Dopiero w karcie informacyjnej przy wypisie była informacja, że był to wstrząs septyczny – opowiada pani Ilona, kuzynka zmarłej 33-latki.

– Jako dyrekcja szpitala chcemy, aby sprawę wyjaśniono transparentnie, profesjonalnie i bezstronnie. Jeszcze tego samego dnia zwróciłem się do prokuratury z wnioskiem o wszczęcie postępowania, które ma na celu wyjaśnienie tego zdarzenia – podkreśla Marek Wierzba, dyrektor Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu.

Prokuraturę zawiadomił nie tylko szpital, ale także rodzina pani Doroty.

– Była to dziewczyna pełna życia. Trafiła do szpitala, czyli do miejsca, gdzie mieli jej pomóc. Nie poszła tam po śmierć – podkreśla pani Ilona.

– Nie chcę nikogo oskarżać, ale myślę, że można było temu zapobiec – podkreśla mąż zmarłej 33-latki.

– Nie była to piorunująca sepsa. Wykładniki stanu zapalnego rosły systematycznie, w ciągu dwóch i pół dnia. Pani Dorota spędziła w szpitalu trzy pełne doby. Bardzo bała się o siebie, o sytuację. Chciała, by lekarze przenieśli ją do innego szpitala. Lekarze odmówili – mówi mec. Budzowska. I dodaje: – Powinno się tę sytuację przedyskutować z rodzicami dziecka i podjąć decyzję o terminacji ciąży, nawet żywej, w sytuacji, gdy jest to korzystne dla matki. Lekarze mieli trzy dni na podjęcie decyzji.

Rzecznik Praw Pacjenta podjął działania

– Rzecznik praw pacjenta podjął działania z urzędu. Wystąpiliśmy bezzwłocznie do dyrektora szpitala o przekazanie wyjaśnień i dokumentacji medycznej. Z tego, co wiem, dokumentacja trafiła właśnie do nas i będzie szczegółowo analizowana – mówi Grzegorz Błażewicz, zastępca Rzecznika Praw Pacjenta.