Mamy tylko jedną córkę. Wykształciliśmy ją, wydaliśmy za mąż. Zadbaliśmy o to, żeby młodym niczego nie brakowało. Kupiliśmy im mieszkanie, wyremontowaliśmy je i w pełni umeblowaliśmy. Zięć zarabiał mało, a córka nie pracowała, bo najpierw spodziewała się pierwszego dziecka, potem drugiego, a potem wnuki często chorowały. Zawsze wspieraliśmy finansowo dzieci. Wszystkiego sobie odmawialiśmy. Mieliśmy nadzieję, że za chwilę młodzi staną na nogi, a nam będzie łatwiej. Ale oni już się przyzwyczaili do tego, że rodzice im dają, dają i dają. Teraz już nawet nie proszą, tylko żądają

Długo nie mieliśmy z mężem dzieci. Kiedy w końcu urodziła nam się córka, byliśmy przeszczęśliwi. Dawaliśmy jej wszystko. Wiedzeliśmy, że nie jesteśmy już młodzi, nie wiadomo, jak długo będziemy w stanie pomagać córce, dlatego postanowiliśmy zadbać o jej przyszłość. Odkładaliśmy każdy grosz.

Córka studiowała na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów, została wykwalifikowanym prawnikiem, ale nie przepracowała w zawodzie ani jednego dnia. W ogóle nie przepracowała ani jednego dnia. Nie widziała takiej potrzeby.

Kiedy nasze dziecko brało ślub, wyprawiliśmy jej z mężem huczne wesele, bo córka chciała, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

Teściowie nie mieli wiele pieniędzy, więc sami się wszystkim zajęliśmy, żeby młodym niczego nie brakowało. Kupiliśmy im trzypokojowe mieszkanie w nowym budownictwie i w ładnej okolicy. Zbieraliśmy na to przez wiele lat, ale nie pożałowaliśmy pieniędzy.

Ale czy dzieci miały zamieszkać w gołych ścianach? Znów trzeba było sporo zainwestować w remont i meble. Na teściów córki się nie skarżymy. Nie mogli dać pieniędzy, ale dużą część prac wykonali sami. Teść ma złote ręce. Sam wykafelkował łazienkę, wytapetował pokoje i położył panele. A dzieci tylko czekały, aż wszystko będzie gotowe.

Zięć pracował jako kierowca w budżetówce. Zarabiał trochę powyżej minimalnej pensji. Na nic innego nie mógł liczyć, bo studia rzuciłpo drugim roku, a teraz, gdyby chciał się uczyć, musiałby płacić za studia zaoczne, a pieniędzy ani on, ani jego rodzice nie mieli. Wiele razy proponowaliśmy mu pomoc w tej sprawie, ale zawsze odmawiał i na tym temat się kończył. I to nie dlatego, że nie chciał od nas brać pieniędzy, tylko dlatego, że był po prostu zbyt leniwy.

Córka od samego początku nie planowała iść do pracy. Kiedy wyszła za mąż, spodziewała się już pierwszego dziecka. Gdy tylko nasz wnuczek skończył dwa latka, córka ponownie zaszła w ciążę. Dzieci rosły, zaczęły chodzić do przedszkola, ale często chorowały. Znowu trzeba było zapomnieć o pracy. W zeszłym roku starszy wnuk poszedł do pierwszej klasy. Teraz nasza córka zaangażowała się w działalność na rzecz szkoły, jest przewodniczącą rady rodziców. Kiedy miałaby pracować?

Utrzymanie czteroosobowej rodziny za jedną minimalną pensję jest po prostu nierealne. Cały czas pomagaliśmy dzieciom finansowo. Żal nam było córki i wnuków. Nie chcieliśmy, żeby czuli się gorsi od innych. Ubieraliśmy, kupowaliśmy im buty, jedzenie, opłacaliśmy rachunki. Pierwszoklasistę zaopatrzyliśmy w całą wyprawkę do szkoły.

Wnuki często chorowały, więc dobrze było, żeby lato spędzały nad morzem. Za pierwszym razem córka nieśmiało dała nam to do zrozumienia, w następnym roku zapytała wprost, a teraz przyjmuje jako coś normalnego. Oczekuje, że sami damy pieniądze. Ale jej żądania z roku na rok są coraz większe. Teraz najpierw jedzie na wakacje z dziećmi, a potem sama, bez chłopców, bo się zmęczy tym wcześniejszym wyjazdem z nimi. Ale nigdy nie pomyślała o tym, że jej ojciec i matka nigdy nigdzie sami nie wyjeżdżali. Jest przyzwyczajona do tego, że wszystko jest tylko dla niej.

Zięć, tak samo jak wcześniej, nie zamierza się zbytnio wysilać. Znaleźliśmy mu jedną pracę, potem umówiliśmy go na rozmowę do innej, ale on nie chce nawet słyszeć o żadnej zmianie. Zwłaszcza, że praca byłaby ciężka, a odpowiedzialność duża. A on uważa, że zarabia wystarczająco, jak na swoje skromne potrzeby. Poza tym to nasza córka, która nigdzie nie pracuje, siedzi nam na karku. Wszystkie pretensje powinniśmy kierować do niej. A jeżeli chodzi o wnuki, to chyba nie żałujemy im pieniędzy? My od tego nie zbiedniejemy. Dziwnie było coś takiego usłyszeć od zięcia. Bo jakie on ma prawo, żeby liczyć nasze pieniądze?

Przez tyle lat tak staraliśmy się z mężem, wyrzekając się niemal wszystkiego. Mieliśmy nadzieję, że za chwilę dzieci staną na nogi, a nam będzie łatwiej. Minęło kilka lat, odkąd oboje mogliśmy przejść na emeryturę, ale nadal pracujemy. Tylko, że zdrowie już nie to samo. Nie mamy aż tyle siły. Już nie wiemy, co dalej robić.

Nasza jedyna długo wyczekiwana córka, żyliśmy tylko dla niej, ale ona w ogóle tego nie docenia. Jest przyzwyczajona do tego, że oddamy jej ostatnią koszulę.

Niedawno przyjechali z zięciem, poprosili o pieniądze na nowy samochód. Odmówiliśmy, chociaż mamy kwotę, jakiej potrzebują, ale tak dalej być nie może. Córka się zdenerwowała, powiedziała: „No i siedźcie sobie razem na tych waszych pieniądzach. Żałujecie paru tysięcy dla waszego jedynego dziecka.” I to mówi osoba, która nigdy w życiu nie zarobiła ani grosza.

Mój mąż i ja w końcu zdecydowaliśmy – dosyć tego, nie damy się już wykorzystywać. Wnuki patrzą na swoich rodziców i też przyzwyczajają się do tego, że wszystko dostaje się tak po prostu, bez najmniejszego wysiłku.

Wychodzi na to, że chyba sami jesteśmy sobie winni, że tak bardzo rozpieściliśmy naszą córkę, można nawet powiedzieć, że ją okaleczyliśmy. Bo jest teraz zupełnie nieprzystosowana do życia. Co się stanie, jak nas zabraknie? Musimy naprawić nasze błędy, zanim będzie za późno.

-->