Chłopak sam na dworcu autobusowym

Poszłam na pocztę odebrać przesyłkę, to było niedaleko mojego domu, przy dworcu autobusowym. Tam zauważyłam nastoletniego chłopaka, który pomagał rozładować samochód z paczkami. Kilka dni później znowu przechodziłam obok dworca autobusowego i zobaczyłam tego samego chłopaka, który był tak samo ubrany i spał na ławce w poczekalni. Byłam bardzo zdziwiona, dlaczego nie poszedł do domu. Postanowiłam podejść i zapytać go, dlaczego tu śpi.
Obudził się, jak tylko się do niego odezwałam, aż wzdrygnął się z zaskoczenia. Przedstawił się, powiedział, że ma na imię Maciek. Zapytałam, dlaczego nie wraca do domu. Odpowiedział, że od tygodnia tu mieszka. Śpi na dworcu autobusowym, pracuje na pół etatu, rozładowując samochody na poczcie i tak zarabia na jedzenie.
– Gdzie są twoi rodzice?– Matka umarła dawno temu, a ojciec pił, a im dalej to szło, tym częściej podnosił na mnie rękę. Nie mam żadnych innych krewnych, skończyłem szkołę i postanowiłem wyjechać do miasta. No i tak tu żyję. Szukam pracy, jakiegoś pokoju do wynajecia.

– Wiesz co, Maciek, mnie akurat przyda się taka pomoc. Czasami mam coś do naprawy w domu, a czasem trzeba odebrać paczkę z poczty. Pomożesz mi. A ja odstąpię ci pokój, będziesz mógł w nim zamieszkać, a z pracą też coś wymyślimy.

Maciek był trochę zawstydzony, ale zgodził się, nie miał wielkiego wyboru. Przyszliśmy do mnie do domu, podgrzałam mu pomidorową i naleśniki. Z jakim apetytem on to zjadł, do tej pory pamiętam, jak mu się uszy trzęsły! Zrobiłam tak jak ustaliliśmy – przydzieliłam mu pokój, dostał swoje łóżko i ręcznik, żeby mógł się umyć i położyć spać.

Mieszkałam sama w dużym mieszkaniu, które odziedziczyłam po rodzicach. Nigdy nie wyszłam za mąż, jakoś się nie złożyło. Miejsca było pod dostatkiem, więc bez problemu mogłam oddać Maćkowi jeden pokój. A sama dużo czasu spędzałam w pracy, wracałam dopiero wieczorem. Ktoś by powiedział, że nie jestem zbyt mądra, nie można tak po prostu wpuścić do domu człowieka z ulicy, ale ja widziałam, że jest miły i postanowiłam mu zaufać.

Następnego dnia Maciek obudził się rano, przyszedł do kuchni i zapytał, co trzeba zrobić, bo wspominałam, że przydałoby się położyć nową tapetę. Pojechaliśmy do sklepu budowlanego po tapetę, klej i niezbędne narzędzia. Kupiliśmy wszystko, co potrzeba i wróciliśmy do domu. Jeszcze tego samego dnia Maciek wytapetował przedpokój. I tak dzień za dniem w mieszkaniu trwał niespodziewany remont. Jak trzeba było coś pomalować, przykręcić półkę, coś wyregulować – chłopak sobie ze wszystkim radził.

Kiedy już zrobił wszystko, co było do zrobienia w domu, Maciek postanowił zatrudnić się na pełny etat w tym urzędzie pocztowym niedaleko domu. Dostał tam pracę i wieczorami pracował na poczcie, a poza tym pomagał mi w domu. A później przyszły wyniki rekrutacji na studia. Maciek dostał się na geodezję. Dalej mieszkaliśmy razem, przyzwyczailiśmy się do siebie, a Maciek zaczął mnie nazywać “ciocią Anią”. Cieszyłam się, że mam Maćka, stał się dla mnie bliski, jak własny syn.

Mijały lata. Maciek skończył studia, był już taki dorosły. Dostał pracę w firmie budowlanej, wykonywał pomiary i plany budowy w terenie, sprawdzał, czy można wybudować dom w danym miejscu. Uczył się dobrze, więc bardzo szybko znalazł pracę w zawodzie. Tam poznał Martę. Bardzo mu się spodobała.

Pewnego dnia zapytał mnie, co sądzę o tym, że chce się oświadczyć Marcie. Odpowiedziałam, żeby słuchał głosu swojego serca i że ja nie mam nic przeciwko, to dobra dziewczyna. Razem wybraliśmy pierścionek, kupiliśmy kwiaty i poszliśmy w odwiedziny do rodziców Marty, żeby poprosić o jej rękę. Wszystko skończyło się dobrze, młodzi się pobrali, a po ślubie zamieszkali z teściami Maćka. Po kilku latach kupili własne mieszkanie. Często do mnie dzwonili i przychodzili. Zapytałam kiedyś, czy Maciek ma jakiś kontakt z ojcem. Odpowiedział, że pojechał raz na wieś, w której się wychował, ale jego ojciec zmarł. Nie widział więc, na jakiego wspaniałego mężczyznę wyrósł jego syn.

Po pewnym czasie młodej parze urodziło się dwoje dzieci. Często mnie odwiedzali. Maciek już wtedy nazywał mnie mamą, był bardzo wdzięczny, że go wtedy przyjęłam. A dzieci Marty i Maćka nazywały mnie babcią, często się ze mną bawiły, nie bały się i zostawały ze mną, kiedy młodzi rodzice chcieli gdzieś razem wyjść. Cieszyłam się, że mam taką rodzinę. Ludzie zwykle boją się podejść i zapytać, jak komuś pomóc, ale sytuacje są różne!

-->