Mieszkanie stało się śmiertelną pułapką. Matka z synem ewakuowała się po rynnie. Kobieta runęła z siódmego piętra
Dramatyczne chwile w wieżowcu w Tychach rozegrały się w niedzielne południe. W mieszkaniu na siódmym piętrze wybuchł pożar. Barbara Ch. (†60 l.) razem z synem Marcinem (35 l.) zostali uwięzieni w śmiertelnej pułapce. Zdecydowali się na desperacki krok i postanowili zejść po rynnie! Jako pierwszy stanął na parapecie okna syn pani Barbary. Udało mu się chwycić za rynnę. Marcin Ch. zaczął się po niej zsuwać. Podał rękę mamie, kobieta zachwiała się na parapecie i runęła w dół z siódmego piętra. Zginęła na miejscu.
Zanim Barbara Ch. skoczyła w przepaść, przerażeni sąsiedzi rodziny Ch. próbowali pomóc sąsiadom uwięzionym w mieszkaniu. Nie dali rady. Z drzwi wychodziły na korytarz coraz większe jęzory ognia i kłęby czarnego dymu. Ludzie w pośpiechu przynosili wiaderka wody, licząc, że cokolwiek pomogą. Żywioł błyskawicznie rozprzestrzenił się, odciął dwójce lokatorów ewakuację na korytarz.
Młody mężczyzna wisiał na rynnie
Z balkonu odcięci lokatorzy również nie mogli skorzystać. Nadzieją na uratowanie było okno w pokoju i zejście po rynnie z siódmego piętra. Marcin Ch. wydostał się przez parapet i chwycił się rynny, którą zaczął spuszczać się na dół. Jego matka przerażona stanęła na parapecie i błagała o pomoc. Strażaków dzieliły sekundy, gdy podjeżdżali z wysięgnikiem.
Marcin Ch. wisiał na rynnie. Młody mężczyzna chciał złapać matkę, kobieta przeraźliwie krzyczała. 35-latek wyciągnął rękę, matka próbowała mu ją podać, ich dłonie dzieliło kilkanaście centymetrów i… doszło do tragedii. Kobieta runęła w dół.