Część 2
Tak zaczęła się nasza znajomość
Po pierwszej wizycie były następne i częste wspólne spacery. Poznałam panią dyrektor i koleżanki Agatki. Wiedziałam już, że Agatka naprawdę mieszka w tym liceum. Kiedy zdała maturę, pani dyrektor załatwiła jej pracę w sekretariacie szkoły, a najważniejsze, że w dawnym gabinecie higienistki pozwoliła urządzić mieszkanko.
Prawdę mówiąc, było tam całkiem miło. Woda, kuchenka elektryczna, wersalka, mały telewizor i komputer. Toaleta i prysznic były na korytarzu. Koledzy skleili półeczki na książki i zabawki Maciusia, jakaś szafka wystarczyła na ubranie, stolik i dwa krzesełka pochodziły chyba z auli szkolnej. Koleżanek do opieki nad Maciusiem było mnóstwo. Szymona nie widziałam jednak ani razu.
Nie śmiałam się o niego pytać, bo bałam się zadać Agatce bólu. Ale ona mówiła o nim z wypiekami na twarzy i takim uśmiechem. Nabrałam przekonania, że wszystko jest w porządku. Któregoś dnia przybiegła do mnie i już od drzwi machała telefonem.
– Pani Krysiu! – wołała uradowana – mam wiadomość i zdjęcia od Szymka!
Sympatyczny młody chłopak patrzył z fotografii tak uśmiechnięty i rozpromieniony, jakby jego ukochana dziewczyna była tuż przed nim.
– O, tutaj robi Maciusiowi pa, pa! – cieszyła się Agatka – poznajesz Maciusiu, to tata, prawda, że poznajesz?
– Tata, tata… – powtarzał maluch.
– Szymka nie ma w kraju – tłumaczyła – bo go rodzice wywieźli do Niemiec.
– Jak to wywieźli? Przecież to nie przedmiot – zdziwiłam się.
– No, wywieźli go właśnie jak przedmiot – Agatka karmiła Maciusia klopsikami i marchewką. – To takie cudaczne, że aż mi za nich wstyd! Czego rodzice nie wymyślą, żeby tylko swojego syna uchronić przed “taką” jak ja…
– Nie mów tak o sobie – poprosiłam – jesteś dzielną dziewczyną i wspaniałą matką. Ale co z tym “wywiezieniem”? – byłam zaciekawiona.
– To było prawie dwa miesiące przed osiemnastymi urodzinami Szymona – Agatka pokiwała głową. – Już planowaliśmy ślub, kiedy rodzice Szymka poprosili, aby razem z nimi pojechał do dziadków do Kołobrzegu. Szymek kocha dziadków i chętnie się zgodził. A trzy dni później… zadzwonił do mnie z Niemiec. Byłam taka zaskoczona. – Agatka przeżywała to wszystko jeszcze raz.
– Podczas jazdy samochodem Szymek zasnął, ale tak jakoś dziwnie, że spał jak kamień prawie całą dobę i obudził się w Dortmundzie, u znajomych swojego ojca. Czuł się jak po narkotyku albo pigułkach nasennych. Mówił mi, że miał zawroty głowy, nudności i trudności z koncentracją. Sądzi, że rodzice dosypali mu coś do kawy, gdy jedli obiad w jakimś zajeździe. Szymek chciał zaraz wracać – tłumaczyła Agatka – ale nie miał pieniędzy na bilet, ani jednego euro. Chciał iść na drogę łapać okazję, ale bałam się, żeby go coś przykrego nie spotkało. Sama mu tłumaczyłam, żeby został u tych znajomych, aż całkiem dojdzie do zdrowia. Bo był jak skołowany.
– A jego rodzice? Też tam zostali? – spytałam.
– Och nie, oni wrócili do Polski, mają tu firmę – tłumaczyła dziewczyna. – Pewnie musieli pilnować interesów! A gdy Szymek doszedł do siebie – opowiadała dalej – porozmawiał z tymi znajomymi ojca i wszystko im opowiedział! O mnie i Maciusiu, o złości rodziców, no i o tym, że wkrótce skończy osiemnaście lat i mieliśmy wziąć ślub. Pokazał im nasze zdjęcia. Ci ludzie okazali się bardzo sympatyczni – uśmiechnęła się Agatka – gdy zrozumieli, o co naprawdę chodzi. Mówili, że nie pochwalają stanowiska jego rodziców. Oni im opowiedzieli to całkiem inaczej. Tamta pani powiedziała, że trudno, jesteśmy wprawdzie bardzo młodzi, ale mamy dziecko i powinniśmy być rodziną.
Agatka położyła Maciusia, żeby się przespał po obiadku i opowiadała dalej.
– No i ten pan zaproponował Szymkowi coś wspaniałego! “Jak będziecie żyć tak bez grosza? – mówił. Gdzie będziecie mieszkać? Pod mostem? Porządny chłopak z ciebie – tłumaczył. – Twoja Agatka ma tam przyjaciół i jakoś sobie radzi. Więc ty tutaj zarób pieniądze! Tylko nie wydawaj na duperele! Będziesz u nas mieszkał za darmo, jedzenia też starczy, ale zarobione pieniądze oszczędzaj, jak tylko się da! Za rok-dwa uzbierasz ładną sumkę!”. Szymek opowiedział mi to wszystko przez telefon – uśmiechnęła się – żal mi było, że nie będziemy się widzieć, ale… Oboje uznaliśmy, że ten pan ma rację!
– Hm… to prawda – przytaknęłam – rozstanie jest przykre, ale i okazja dorobienia się nadzwyczajna.
– Szymek pracuje, ile tylko może i zbiera każdy grosz. Jeszcze najwyżej pół roku i Szymek wróci! Kupimy sobie małe mieszkanko – rozmarzyła się. – I będziemy już razem. Może pójdziemy na studia? Ale to okropnie dużo kosztuje… – ucichła wzruszona i ponownie czytała list od ukochanego.
Nagle poczułam, że coś mnie w duszy uwiera
Jakbym powinna coś zrobić, ale co… ? Poszłam do kuchni naszykować herbatę i rozmyślałam. Oczami wyobraźni widziałam Agatkę i Szymona biorących ślub, widziałam szczęśliwego Maciusia u boku obojga rodziców. “Tacy młodzi, ale jak się kochają – myślałam – i pracują, starają się, aż podziwu godne! Ich rówieśnicy chodzą na dyskoteki, a oni… Naprawdę mogliby pracować i studiować zaocznie, gdyby… No, nad czym ja się zastanawiam? – olśniło mnie. Oj, skleroza! Przecież to proste jak kromka chleba! I mnie byłoby przyjemniej” – nagle zrozumiałam, że wiem, co trzeba zrobić.
Przecież Agatkę pokochałam jak wnuczkę, a jej Maciuś stał się gwiazdeczką mojego życia. Moja rodzina polubiła Agatkę serdecznie, a Tomek bawił się z maluchem, jak z młodszym braciszkiem.
– Oj, babciu – śmiał się mój dryblasowaty wnuk. – Już wiem, kto mi będzie kiedyś dzieci niańczył. Ale co do mnie, babciu, to musisz jeszcze poczekać. Najpierw studia i praca, a potem zacznę się rozglądać! Może i mnie któraś zechce?
– Zechce, zechce – robiłam gradową minę – jakaś durna zawsze się znajdzie.
Przypomniały mi się te żarty i poczułam nagłą radość!
– Agatko – weszłam szybko do pokoju. – Jak Szymek wróci i weźmiecie ślub, to… po co od razu wydawać te ciężko zarobione pieniądze? Starczy wam najwyżej na kawalerkę, a przecież powinniście iść na studia! Zamieszkajcie u mnie! – mówiłam szybko. – Zobaczysz, będzie nam dobrze razem… Dołożycie się trochę do wspólnego garnka i jakoś nam wystarczy – aż mnie policzki piekły z podniecenia. – A pieniądze przeznaczcie na studia! Uczcie się, wtedy przyszłość przed wami, i praca lepsza i w ogóle…. – aż się zadyszałam.
Agatka siedziała bez ruchu i wpatrywała się we mnie, jakby nie rozumiała.
A ja paplałam szybko, bo wszystko już widziałam!
– Tamten pokój dla was z dzieckiem, ten mniejszy dla mnie – tłumaczyłam – biurko jest, można się uczyć, Maciusia mi czasem zostawicie, to jeszcze sobie pójdziecie choćby do kina… Moi młodzi też pomogą, a Tomek! Sama wiesz, że pokochał Maciusia jak braciszka!
Agatka patrzyła na mnie wielkimi oczami. Nagle łzy popłynęły jej z oczu jak potok i rozszlochała się.
– Pani Krysiu! – płakała – pani Krysiu… – Nie wiem, co powiedzieć – ledwie wykrztusiła – to byłoby… – i aż mnie po rękach chciała całować.
– Daj spokój, dziecko, nie jestem biskupem – zabrałam szybko dłonie – możesz powiedzieć po prostu, że się zgadzasz! I możesz mnie uściskać! I ucałować!
Ślub Agatki i Szymona był bardzo skromny, a tak wzruszający, że wszyscy się spłakaliśmy. Pani dyrektorka, koleżanki i koledzy, nauczyciele, moja rodzina, nawet to miłe małżeństwo z Dortmundu, wszyscy czuliśmy, że młodych łączy prawdziwa głęboka miłość.
Od tego czasu minęło już kilka lat. Właśnie trwa ostatnia sesja egzaminacyjna Agatki i Szymona. Słyszę, jak przepytują się nawzajem w moim małym pokoiku. W tym większym, czyli ich pokoju, Maciuś siedzi przy biurku i skupiony, z wielką uwagą odrabia z lekcje. Przyglądam mu się, siedząc w fotelu i tuląc niespełna trzyletniego Michasia, drugiego synka moich młodych.
– Entliczek, pętliczek… – mówię cichutko, żeby nie przeszkadzać Maciusiowi. – No, powtarzaj, Michasiu, za babcią… Powtarzaj, skarbie…
– …zielony stoliczek… – głosik Michasia gra w moim sercu jak rajska muzyka.
Jak różnymi ścieżkami prowadzi nas nieraz życie! Dziękujemy Ci, Boże…