„Urodziłam w wieku 16 lat. Rodzice chcieli oddać moje dziecko do adopcji, a mój chłopak został wysłany za granicę”

„Moi rodzice się mnie wyrzekli, a rodzice Szymka wściekali się, że chcę złapać go na dziecko, żeby się ustawić. Tuż po mojej osiemnastce mieliśmy wziąć ślub, ale niespodziewanie wywieźli go do rodziny, za granicę…”.

Jechałam tramwajem, zadowolona, że mam siedzące miejsce. Wszystko się trzęsło, męczył mnie hałas, dzwonki telefonów komórkowych i przekrzykiwanie się….i wiesz, spotkałam się z Krzychem… – piał piskliwy głosik.

Czy cały tramwaj musi wiedzieć, z kim się ona spotkała? – pomyślałam ze złością, gdy nagle za sobą usłyszałam miły delikatny głos kobiety.
Entliczek… pętliczek, zielony stoliczek – powtarzała rytmicznie – a na tym stoliczku… no powtarzaj, skarbie, mów razem z mamusią. Zerknęłam dyskretnie. Śliczna młodziutka dziewczyna trzymała na kolanach uśmiechniętego, na oko trzyletniego chłopczyka.
… a na tym stoliczku… – dziecinnym głosikiem powtarzał maluch.

Taka młodziutka, sama jeszcze dziecko i już jest mamusią – myślałam
Był tak podobny do kobiety, że nie mogłam wątpić, że to jej synek. Te same kręcące się, kasztanowe włosy, te same oczy, zadarty nosek. Ale ta kobieta? Dziewczyna właściwie – taka młoda.

Z błogą przyjemnością słuchałam dziecięcego głosiku. Wysiadając zobaczyłam, że młoda mama z synkiem też wysiadła.

Dziewczyna wyglądała raczej biednie

Synka niosła na rękach – jego kurteczka też nie była za ciepła. Szybko otworzyłam mój wielki staroświecki parasol.
– Przepraszam, ale… może pani się schowa razem z synkiem? – uśmiechnęłam się. – Zmieścimy się razem.
– O, dziękuję, jaka pani miła – odpowiedziała dziewczyna też z uśmiechem.
– Podprowadzę panią z tym maleństwem – zaproponowałam – mam czas.

Minęłyśmy kilka domów i przechodziłyśmy obok gmachu szkoły oraz otoczonego siatką boiska szkolnego. Dziewczyna zatrzymała się przy furtce.
– Dziękuję pani… Jestem na miejscu… Ja tutaj… – zająknęła się.
– Mieszka pani w tym liceum? – nie umiałam ukryć zdziwienia. – O, przepraszam, nie chciałam być wścibska.
– Dziękuję za ochronę przed deszczem – dziewczyna uśmiechnęła się – Maciusiu, pożegnaj się, zrób pani pa, pa…

Sama pomachałam dziecku dłonią – pa, pa, Maciusiu!
Przez następne dni myślałam o nich. Taka śliczna młodziutka mama z dzieckiem jak z obrazka. Uroczy widok. Deszcze minęły. Dużo spacerowałam, prawie nie zdając sobie sprawy z tego, że mimowolnie rozglądam się wszędzie za nimi. Któregoś dnia dojrzałam ich idących do parku.
– Pamięta mnie pani? – zagadnęłam dziewczynę – a ty, Maciusiu?
Dziewczyna przywitała się wesoło i poprosiła, żebym usiadła z nimi na ławce.
– Ale proszę mi mówić Agata – uśmiechnęła się. – Mam dopiero dziewiętnaście lat. A Maciuś kończy trzy.
– To naprawdę twój synek? – uśmiechnęłam się. – Nie do wiary! Sama jeszcze wyglądasz na dziewczynkę.
– No… urodziłam go rzeczywiście bardzo wcześnie, miałam szesnaście lat, a mój chłopak Szymek siedemnaście. No… tak wyszło… ale kocham Maciusia z całego serca – Agatka przygarnęła synka na kolana i przytuliła.

Od pierwszego spojrzenia poczułyśmy do siebie sympatię i rozmawiałyśmy jak bliskie znajome. Różnica wieku nam nie przeszkadzała. A może Agatka czuła potrzebę wygadania się?
– Wiem, że to dziwnie wygląda – mówiła – ale ja i Szymon naprawdę się kochamy, pobierzemy się, jak tylko on wróci do kraju. Tak… zaszłam w ciążę bardzo młodo, ale to z miłości, ja Szymka kocham… I on mnie… Tylko nie każdy potrafi to zrozumieć – Agatka westchnęła smutno. – Moi rodzice się wściekli! A rodzice Szymka nazwali mnie dziwką i krzyczeli, że “na dziecko” chcę się przykleić do ich zamożnej rodziny. Ale ja nie dlatego…
– To było ci ciężko, Agatko – przytaknęłam – ale pewnie żal rodziców minął? Teraz kochają takiego ślicznego wnuczka i pewnie rozpieszczają?
– W ogóle nie chcą nas znać – cicho powiedziała dziewczyna.

Dziecko zasnęło w jej ramionach, ona się lekko kiwała tuląc maleństwo jak w kołysce. Zaczęła opowiadać.

– My z Szymkiem, to się zakochaliśmy w sobie w pierwszej klasie liceum. Chciałam zapytać mamę, no wie pani… o te sprawy… ale mama narobiła krzyku, że mam jeszcze czas! I że jak pójdę za mąż, to się dowiem! No i tak wyszło. Rodzice chcieli mnie na ostatnie miesiące ciąży gdzieś wywieźć. Ale dyrektorka jakoś im przetłumaczyła, że powinnam się uczyć. W domu było okropnie, ale w szkole wszyscy mi pomagali. Szymka widywałam tylko w szkole – dodała – moja mama zabroniła mu do nas przychodzić. A potem rodzice postanowili, że zaraz po urodzeniu zostawię dziecko w szpitalu, do adopcji! – Agatka tak obejmowała synka, jakby się bała, że jeszcze teraz ktoś jej go odbierze – podpisali za mnie wszystkie papiery, bo byłam nieletnia.
– No to co? Ale jesteś jego mamą, urodziłaś go, kochasz – byłam w szoku.

Według prawa taka nieletnia matka nie ma żadnych praw – tłumaczyła Agatka. – Jej rodzice zrobią, co zechcą. Mogą oddać dziecko do adopcji.

Słuchałam tej historii i coraz bardziej lubiłam jej bohaterkę
– To… jak ci się udało go zatrzymać? – spytałam przejęta jej historią.
– Rozmawiałam dużo z lekarzami i pielęgniarkami – opowiadała. – Błagałam ich, żeby mi pomogli. Wszyscy widzieli, że kocham synka. Potem lekarz trochę oszukał moją mamę, że niby muszę dłużej zostać w szpitalu. Przychodziła do mnie dyrektorka i wychowawca i koleżanki też. Przynosili mi różności dla dziecka. Szymek przychodził codziennie, ale późnym wieczorem, brał Maciusia na ręce i aż płakał, że go nikomu nie odda! A potem… wyszłam ze szpitala razem z Maciusiem, z samego rana, żeby moi rodzice nie wiedzieli i pani dyrektorka zabrała nas do siebie.
– I twoi rodzice się zgodzili? – zdziwiłam się.
– A skąd, proszę pani! Ale dyrektorka mnie broniła i nie pozwoliła im wejść! Bo moja mama chciała zabrać Maciusia – wyjaśniła Agatka. – Krzyczała, że jest opiekunem prawnym wnuczka i ma prawo oddać go do adopcji! Ale się bałam! Mama poleciała nawet na policję, że niby pani dyrektorka porwała jej nieletnią córkę z dzieckiem. Pani dyrektorka wszystko wyjaśniała na policji i u prokuratorki, a potem pomogła mi napisać wniosek do Sądu Rodzinnego. Żeby sąd zadecydował. No i sąd przydzielił mi kuratorkę, ale pozwolił zatrzymać Maciusia – opowiadała dalej Agatka. – A psycholog sądowy mówił, że mimo młodego wieku, mam silnie rozwinięte uczucie macierzyńskie, bardzo kocham synka i że nie powinno mi się go odbierać.

– Szymek też zeznawał? – dopytywałam się z przejęciem.
– O tak! Aż się popłakał przed Sądem – Agatka aż kiwnęła głową.

– Przysięgał, że kocha mnie i Maciusia i że weźmiemy ślub, jak tylko skończy osiemnaście lat. No i Sąd pozwolił mu widywać dziecko. Pani sędzia to nawet przekonywała moją mamę, żeby nas nie rozdzielała, bo przecież się kochamy i będziemy dobrą rodziną.
– Ale mama… nie ustąpiła? – domyśliłam się.
– No… nie. Ale kuratorka pozwoliła mi zostać u pani dyrektor, aż skończę szkołę. Rodzice tak się wściekli, że całkiem się mnie wyparli – Agatka miała minę, jakby chciała ich usprawiedliwić. – I teraz nie chcą mnie znać. Ani Maciusia – westchnęła.

Takie słodkie maleństwo! Miałam łzy w oczach.
– Jak ja bym kochała takiego wnusia – powiedziałam. – Mam wnuczka, Tomka, ale on już ma szesnaście lat, a wysoki… jak dąb! Kiedyś go tak samo tuliłam, a teraz… Tomek kocha mnie, ale nigdy nie ma czasu i zawsze wpada, jak po ogień.

– Pani to jest fajna! – powiedziała po chwili Agatka. – O… Maciuś się budzi, pójdziemy na obiadek. Czy…, przepraszam panią, że pytam, ale czy może jeszcze się spotkamy?

– Z wielką radością – uścisnęłam ją. – Mieszkam tu blisko, o w tamtym bloku. – A może teraz wejdziecie do mnie? Mam zupę jarzynową …. – kusiłam.
– Jest pani wspaniała – śmiała się Agatka – Maciusiu, pójdziemy do pani w gości?
– Jakiej pani? – zaprotestowałam ze śmiechem. – Maciusiu, pójdziesz do babci Krysi? – i wyciągnęłam do niego ręce. A Maciuś popatrzył na mnie, chwilkę myślał z palcem w buzi i nagle przeturlał się na moje kolana.
– Do babci – przytaknął radośnie i objął mnie za szyję.
Aż mi serce stanęło ze wzruszenia!
– Moje śliczności! – wyszeptałam. – No, chodźcie, kochani, chodźcie…

Przeczytaj Kontynuację

-->