„W spadku po ojcu dostałam figę z makiem, a siostra zgarnęła fortunę. Zżerała mnie zazdrość, więc urządziłam jej piekło”

„Zajrzałam do kalendarza i w gąszczu pilnych terminów znalazłam okienko. Byłam ciekawa, jaką tajemnicę ukrywa przede mną Marzena. Myślałam, że to nic ważnego. Nie przypuszczałam, że prawda mnie zszokuje”.

– Jaki testament? – zdziwiłam się, kiedy Marzena do mnie zadzwoniła.

Tata napisał testament? Taka światowa przezorność nie pasowała do niego, był prostym człowiekiem, uczciwym i wierzącym w uczciwość swoich córek. Nie musiał zabezpieczać niebogatej schedy dokumentem, nie pokłóciłybyśmy się z Marzeną o dom, potrafiłybyśmy się podzielić, tym bardziej że mieszkałam w Warszawie i dom na wsi mogłabym odwiedzać co najwyżej w wakacje.

– Prosił, żebym przekazała ci tę wiadomość – Marzena najwyraźniej wiedziała więcej, niż mówiła.
Obie byłyśmy w żałobie po śmierci taty, nie chciałam w takiej chwili rozmawiać o spadku, na którym zresztą średnio mi zależało.

– Marzena, czy to nie może poczekać?

– Tato prosił, żebym to załatwiła jak najszybciej. Chcę mieć to z głowy, więc otwórzmy testament. Kiedy przyjedziesz?

Zajrzałam do kalendarza i w gąszczu pilnych terminów znalazłam okienko. Byłam ciekawa, jaką tajemnicę ukrywa przede mną Marzena. Myślałam, że to nic ważnego. Nie przypuszczałam, że prawda mnie zszokuje. Zawsze z przyjemnością wracałam do rodzinnego domu, kochałam wieś. Jak tylko zjechałam z głównej szosy w dobrze znane opłotki, opuściłam szybę i zaciągnęłam się wiejskim powietrzem. Znajome zapachy otuliły mnie i zadziałały jak niezawodne lekarstwo na stres i przemęczenie.

– Kiedyś tu wrócę – obiecałam sobie. – Jak będę mogła zwolnić, może za dziesięć lat? A nawet jak za dwadzieścia, to też warto czekać.

Bardzo się różniłyśmy

Z nas dwóch ja byłam tą zdolną, Marzena nadrabiała niezawodnością i pracowitością. Różniłyśmy się jak dzień od nocy, ale trzymałyśmy się razem, okazując jedna drugiej siostrzaną lojalność. Byłyśmy przyjaciółkami, a jeśli się kłóciłyśmy, to rzadko i prędko nam przechodziło. Zresztą z Marzeną nie można było porządnie się pokłócić, nie była tak zapalczywa jak ja. Miałam w sobie pazur, którego jej brakowało.

Ja chciałam zdobywać świat, ona wolała go urządzać, w spokoju i bez napięcia. Jasne, że za szczeniackich czasów musiałam często stawać w jej obronie, bo sama nie dałaby sobie rady.  W czasach podstawówki nie pozwalałam chłopakom ciągnąć jej za włosy, później goniłam niechcianych zalotników. Marzena, miła, zgodna i uległa, nie potrafiła zawojować świata, ale kiedy podrosłyśmy, zaczęła cieszyć się nieumiarkowanym powodzeniem wśród młodszych i starszych chłopców. Lecieli do niej jak muchy do miodu, co mówiąc szczerze, trochę mnie dziwiło.

Co takiego widzieli w mojej siostrze o cielęcych oczach? Robiłam między nimi czystkę, bo niektórzy byli wioskowymi chuliganami, od których lepiej było trzymać się z daleka. Zanim wyjechałam na studia, Marzena była już zaręczona z chłopakiem, którego w pełni aprobowałam. Nasi rodzice też mieli coś do powiedzenia, ale to ja najlepiej znałam rówieśników i wiedziałam, kto jest kim. Arek pochodził z sąsiedniej wsi i chciał związać swoje życie z gospodarstwem rodziców. Rodzina była porządna i pracowita, a Arek dodatkowo miał głowę na karku i wielkie plany, które częściowo zaczął już realizować. Rozwinął hodowlę gęsi i wszystko wskazywało na to, że niedługo stanie na własnych nogach.

Poza tym był uczciwy, tak zwyczajnie, po dawnemu. Miał tylko jedno słowo i nie rzucał obietnic na wiatr, można było na nim polegać. Nadzwyczajnie mnie cieszyło, że zostawiam siostrę w takich dobrych rękach. Marzena i Arek pasowali do siebie, cieszyłam się, że będę miała takiego fajnego szwagra.

Tymczasem pochłonęło mnie studenckie życie. Akademik, w którym zamieszkałam, balował, a ja zakuwałam, bo okazało się, że wiedza wyniesiona z wojewódzkiego liceum z internatem jest odrobinę niewystarczająca. Harowałam jak wół, żeby nadrobić braki, bywałam na wszystkich wykładach, nie opuszczałam ćwiczeń. W krótkim czasie wyrobiłam sobie opinię pracusia. Nazywano mnie także gorzej, ale za plecami, bo miałam najlepsze na roku notatki i nie warto było mnie obrażać, gdyż wtedy mogłabym ich nie pożyczyć do skserowania.

Nie ma nic za darmo

Marzena była już po ślubie, mieszkała w nowym domu z mężem i teściami, a ja nie miałam nawet chłopaka. Inaczej toczyły się nasze losy, ale nie zazdrościłam siostrze. Wybrałam inaczej, chciałam coś osiągnąć, przebić głową szklany sufit i dostać się tam, gdzie nie dotarł nikt z naszej wioski. W tym celu musiałam być wolna, by móc dać z siebie wszystko.

Na drugim roku do własnej nauki dołożyłam korepetycje. Udzielałam ich dla zarobku, żeby dorobić do stypendium i tego, co dostawałam z domu. Warszawa była droga, niezależnie od tego, jak mocno zaciskałam pasa, zawsze brakowało mi do pierwszego. Ale zacinałam zęby, bo miałam cel – zamierzałam skończyć studia, znaleźć dobrą pracę i w szybkim tempie awansować. Wierzyłam w siebie, miałam potencjał, byłam uparta i równie pracowita jak moja siostra. Musiało mi się udać.

Ja pokrywałam się kurzem, spędzając godziny w bibliotece, zarywałam noce, zakuwając do egzaminów, a Marzena kwitła, otoczona miłością męża i teściów. Potrafiła zjednać sobie każdego, nowa rodzina pokochała ją, a Arek próbował nosić żonę na rękach, na co nie pozwalała, bo była już w ósmym miesiącu ciąży. Bratanek urodził się podczas gorącej letniej sesji egzaminacyjnej, więc nie pojechałam do domu świętować jego przyjścia na świat. Później też nie mogłam się wyrwać, ale często dzwoniłam do Marzeny, żeby nie myślała, że o niej zapomniałam.

Przeczytaj Kontynuację

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.    

-->