Mama zadzwoniła do mnie i pyta, czy dostałam rachunki za mieszkanie w tym miesiącu? – mówi 35-letnia Alina. Chce, żebym sprawdziła, ile zapłaciliśmy za światło, inaczej coś jej nie pasuje. Zaczęłam szukać rachunków, bo generalnie rzadko zagłębiam się w te sprawy – po prostu wszystko płacimy online. Ale rachunki są dostarczane regularnie do skrzynki pocztowej, wyszłam więc z mieszkania i zajrzałam do skrzynki. Faktycznie były tam rachunki, więc zrobiłam mamie zdjęcie i powiedziałam, żeby sama wszystko przejrzała.
Alina i jej rodzina mieszkają w starym mieszkaniu, które jej mąż miał już przed ich ślubem. Kobieta jest na urlopie macierzyńskim, a mąż pracuje. Utrzymuje rodzinę, dobrze zarabia, ale nie przepracowuje się. W końcu mają mieszkanie i nie mają kredytu, więc żyje im się dobrze.
Alina nie jest właścicielką mieszkania, ale się tym nie przejmuje. Cieszy się, że tą kwestię od razu po ślubie mieli zapewnioną. Choć nie od początku ich małżeństwa tak było, na początku faktycznie upierała się, by mąż zrobił ją współwłaścicielem mieszkania.
Ale mąż stwierdził, że nie ma takiej potrzeby: „Po co ta cała papierkowa robota? Niech wszystko zostanie tak jak jest.”
Alina poczuła się urażona, w końcu to niesprawiedliwe, przestała czuć się bezpiecznie. Kiedy mąż to zrozumiał, postanowił ustąpić i zaproponował, że przepisze to mieszkanie także na nią, jeśli to dla niej takie ważne.
Minęło kilka lat i Alina zaszła w ciążę. Cała ciąża i macierzyństwo tak ich pochłonęło, że cały plan pójścia do notariusza poszedł w niepamięć i kompletnie wyleciało im to z głowy…
***
Wysłałam mamie zdjęcie i weszłam do domu. Pięć minut później dzwoni do mnie mama i pyta, jak to możliwe, że w naszym mieszkaniu jest zameldowanych 5 osób? – Nie wierzyłam i zapytałam jak to możliwe. Wygląda na to, że powinny być tylko dwie. Mama poradziła mi, żebym sama wszystko sprawdziła, bo mamy tam zarejestrowaną całą dzielnicę, a nawet o tym nie wiemy.
Rzeczywiście, ani ona, ani jej mąż nie patrzyli nigdy na rachunki, a liczby się nie zgadzały. Alina była w szoku, przeczytała wszystko i na własne oczy zobaczyła, że rzeczywiście było napisane pięć.
Na początku założyła, że to ktoś się pomylił. W końcu skąd się biorą pozostali mieszkańcy? Zadzwoniła do męża, a on zaczął się jąkać, potwierdził, że prawdopodobnie to jakieś błędy. Pomyślała, że jutro rano pójdziemy do urzędu mieszkaniowego, żeby to załatwić. Potem mąż przyznał, że zameldował znajomemu jego dzieci. Musiały być zarejestrowane w szkole i przedszkolu. I ta rejestracja nie jest nawet tymczasowa, ale stała. Cóż, nie kretyn!
Znajomy, nie ma własnego mieszkania w stolicy, ciągle coś z żoną wynajmują. Namówił więc na to mojego męża, aby jesienią jego dzieci mogły pójść do szkoły.
Byłam tak bardzo wściekła na męża! I zastanawiam się, jak mógł to zrobić? Wiedział, że wywołałbym skandal i na pewno bym się na to nie zgodziła, dlatego nie zapytał mnie o zdanie.
– Nie przesadzaj! Jak tylko powiem, zostaną natychmiast stąd wymeldowani. – Mąż się denerwuje. – Nie mam powodu, by im nie wierzyć. W skrajnych przypadkach każdego wypiszemy w sądzie. Nawet rodzina może zostać wymeldowana, a nieznajomi jeszcze bardziej.
Cóż, Alina nie chce uwierzyć w szlachetność tego przyjaciela. To jej naiwny mąż zawinił.
Kto zapłaci za te dzieci? Kto pójdzie do sądu? Po co te problemy? W wyobraźni widzi przerażające sytuacje. Jeśli ten człowiek zdecyduje się wziąć kredyt? Albo zrobić coś nielegalnego? Przybędą tutaj, aby go szukać.
Małżonek nie wspiera żony i uważa, że jego żona przesadza, on właściwie nie widzi problemu. Za wszystko płacą rachunki zawsze w terminie, więc nikt im mieszkania nie zabierze!
Kobieta jest obrażona, bo mąż odmówił przepisania mieszkania także na nią, ale zgodził się na zameldowanie obcego mężczyznę i jego dzieci. Jak to możliwe?