Kieruje autobusem w Norwegii. “Na miejscu przeszłam szkołę życia”

– Drogi w Tromsø są nie tylko kręte, ale też strome. Najpierw trzeba się mocno wysilić, żeby wjechać pod górę, a potem się modlić, żeby bezpiecznie zjechać – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Joanna Domagała, która na co dzień prowadzi autobus w Norwegii.

Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski: Jazdę autobusami w Norwegii zaczynałaś od dróg w Tromsø – mieście leżącym za kołem podbiegunowym. Warunki takiej pracy bywają zapewne ekstremalne.

Joanna Domagała: Nie zaprzeczę, że poziom adrenaliny utrzymywał się podczas kursów autobusem na wysokim poziomie. Warunki drogowe w Tromsø bywają piekielne. Od niedawna jeżdżę po Bergen i choć jest mniej ekstremalnie, ciśnienie nadal skacze.

Przy czym najczęściej?

W tej branży głównie przy pasażerach (śmiech). Chodzi też o specyfikę Bergen. W mieście nie brakuje lokalnych tras osiedlowych, które mogą przerazić tym, jak bardzo są wąskie. Jadąc autobusem wypełnionym ludźmi, z jednej strony ogranicza mnie skalna ściana, a z drugiej przepaść. Poza tym w Bergen często pada deszcz i gdy kursuję nocą, podczas ulewy, muszę szczególnie uważać na zakrętach.

Skąd pomysł, żeby akurat tak zarabiać na życie?

Jestem córką mechanika i kierowcy, mój dziadek był taksówkarzem – prowadzenie pojazdów mam więc we krwi. Do zdobycia autobusowych uprawnień przekonała mnie wyprawa rowerowa na Islandię. Wtedy zamarzyło mi się, żeby wyjechać z Polski. Wiedziałam jednak, że muszę zdobyć jakąś konkretną umiejętność, dzięki której będę konkurencyjna na rynku pracy. Na Islandii poznałam Polaka jeżdżącego z turystami na wycieczki i to on podsunął mi pomysł zdobycia prawa jazdy na kierowanie autobusami. Na początku wprawiałam się w fach w Polsce, jeżdżąc po Wrocławiu. Gdy nadarzyła się okazja, wyjechałam do Tromsø. Od dawna marzyłam o tym kierunku.

Skąd pomysł, żeby akurat tak zarabiać na życie?

Jestem córką mechanika i kierowcy, mój dziadek był taksówkarzem – prowadzenie pojazdów mam więc we krwi. Do zdobycia autobusowych uprawnień przekonała mnie wyprawa rowerowa na Islandię. Wtedy zamarzyło mi się, żeby wyjechać z Polski. Wiedziałam jednak, że muszę zdobyć jakąś konkretną umiejętność, dzięki której będę konkurencyjna na rynku pracy. Na Islandii poznałam Polaka jeżdżącego z turystami na wycieczki i to on podsunął mi pomysł zdobycia prawa jazdy na kierowanie autobusami. Na początku wprawiałam się w fach w Polsce, jeżdżąc po Wrocławiu. Gdy nadarzyła się okazja, wyjechałam do Tromsø. Od dawna marzyłam o tym kierunku.

Rzeczywistość w Tromsø cię zaskoczyła?

Podekscytowanie nie zmalało, ale na miejscu przeszłam prawdziwą szkołę życia. Musiałam nauczyć się trzymać nerwy na wodzy, radzić sobie ze stresem i ogromną odpowiedzialnością za pasażerów. Zwłaszcza zimą, kiedy ulice w mieście są niezwykle śliskie, a na horyzoncie widać tylko wysokie śnieżne zaspy, które w Tromsø zalegają nawet przez 200 dni w roku.

Taka pogoda wymaga odpowiedniego przygotowania.

Zaczynałam je od zakładania łańcuchów na opony. Każdy z nich waży ok. siedmiu kilogramów. Można sobie wyobrazić, że w sezonie zimowym chodziłam po mieście głównie spocona i brudna. Do tego drogi w Tromsø są nie tylko kręte, ale też strome. Najpierw trzeba się mocno wysilić, żeby wjechać pod górę, a potem się modlić, żeby bezpiecznie zjechać i zapanować nad autobusem.

Podejrzewam, że można się od tej adrenaliny uzależnić albo szybko zniechęcić do pracy.

Na północy dopadały mnie dwa skrajne stany emocjonalne. Zimą bywało ekstremalnie i intensywnie, co bardzo mnie wykańczało. Z drugiej strony, w okolicach czerwca, gdy zaczynał topnieć śnieg, a pogoda poprawiać, zaczynałam się nudzić. O dziwo, wielu Polaków, którzy pracowali ze mną w Tromsø, nie wyobrażało sobie innego miejsca do jazdy autobusem.

Źródło: archiwum prywatne
Joanna jeździła autobusem za kołem podbiegunowym

Jak wyglądał twój dzień pracy w Tromsø?

Po zalogowaniu się do bazy znajduję swój autobus na parkingu i sprawdzam, czy nie jest uszkodzony. Zazwyczaj po poprzednim kursie pojawiają się na lakierze mniejsze lub większe rysy. Opisuję je w dokumentacji, żeby przypadkiem nie wziąć winy za uszkodzenia na siebie. W zależności od pogody – ściągam lub zakładam łańcuchy oraz napełniam zbiorniki na żwir. W takcie jazdy wysypuję go pod koła za pomocą jednego przycisku. Uzupełnienie żwiru wymaga jednak sporego wysiłku przy użyciu ciężkiej łopaty.

Co ciekawe, w odróżnieniu od polskich standardów, w Norwegii pojazdy nie są przypisywane pod konkretnych pracowników, a trasy i zadania. Zauważyłam, że w takim przypadku kabiny kierowców są po przejeździe bardziej zaniedbane.

Jaki najgorszy widok zastałaś w autobusie?

Wydzielinę z nosa wtartą w kierownicę. Trudno było mi ponownie chwycić za nią po tym, w jakim stanie na nią trafiłam. Dobrze, że na stanie zawsze mamy chusteczki do dezynfekcji. Autobusami w północnej Norwegii jeżdżą najczęściej mężczyźni z różnych stron świata. Niektórzy mają dość odmienne podejście do kwestii czystości.

Mówili dlaczego?

Myślę, że jest wiele powodów, dla których trudne warunki nie zniechęcają ich do pracy w Tromsø. Przede wszystkim dłuższy staż pracy w jednym miejscu sprzyja różnym przywilejom – takim jak wybór systemu pracy. Tromsø jest miastem, które stosunkowo łatwo poznać pod względem topografii, a to niezwykle ułatwia pracę kierowcy. Jest też miejscem bardzo często wybieranym przez turystów z całego świata. Zmniejsza to konieczność używania języka norweskiego w pracy zwłaszcza dla tych pracowników, którzy dopiero zaczynają przygodę z Norwegią.

Mówiłaś, że największym wyzwaniem w pracy kierowcy autobusu są pasażerowie. W Norwegii też tak jest?

Porównując zachowanie Polaków i Norwegów w autobusach, mogę śmiało stwierdzić, że druga grupa zachowuje się o wiele lepiej. Różnicę widać też w przyzwyczajeniach pasażerów z Tromsø i Bergen. W pierwszym mieście ludzie cieszą się, że autobus w ogóle podjechał zimą na przystanek. Pamiętam do dziś, jak pierwszy raz zakładałam łańcuchy na koła. Zajęło mi to 40 minut. Żaden z pasażerów nie przychodził mnie poganiać. Stali w bezpiecznej odległości i kibicowali mi w wyzwaniu.

W Bergen częściej zdarza się, że mieszkańcy narzekają na komunikację miejską. Pewnego razu starszy sfrustrowany pan próbował wdać się ze mną w dyskusję. Wycofałam się, bo nie widziałam sensu w tym, aby z nim polemizować. Po całym zajściu norweska seniorka podeszła do mnie i powiedziała: “Nie przejmuj się, starsi ludzie miewają problemy z głową. Jesteś super”. Po wszystkim mnie przytuliła.

Przydarzyły ci się jakieś przerażające historie drogowe?

Zdarzało się, że nie do końca panowałam nad autobusem zjeżdżając ze stromej góry, ocierałam pojazdem o zaspy, a nawet w nie wjeżdżałam, żeby się zatrzymać. W trakcie zamieci nie było mowy o takich manewrach. Pamiętam szczególnie jedną burzę śnieżną. Otrzymaliśmy informację, że mamy zjechać w pierwsze bezpieczne miejsce, na jakie trafimy. Spędziliśmy w nim kilkanaście minut, czekając, aż pogoda się poprawi. Cała okolica w kilka chwil stała się biała, a widoczność spadła do zera. Przyznam szczerze, że w tamtym momencie nie wiedziałam, jak mam się poruszać na drodze, żeby bezpiecznie dotrzeć do celu.

Największe piętno na psychice odcisnęło jednak wydarzenie, którego bohaterką była nastolatka. Pies zerwał się jej ze smyczy i wbiegł na drogę. Było ciemno, a do tego wszędzie leżał śnieg. Nagle przed maskę pojazdu wyskoczyła młoda dziewczyna. Zdążyłam zahamować, ale autobus i tak otarł się o nią nieznacznie. Natychmiast zadzwoniłam po pogotowie i policję. Wszystko na szczęście skończyło się dobrze, ale ja długo jeszcze rozpamiętywałam tę historię. W tej kwestii pomógł mi mój lider. Przekonał mnie, żebym szybko wróciła na trasę i przypadkiem nie straciła zapału do jazdy autobusem.

Nadal lubisz tę pracę?

Uwielbiam autobusy, a prowadzenie dużych pojazdów sprawia mi ogromną przyjemność. Czynnik ludzki sprawia, że praca sprawia mi coraz mniejszą przyjemność. Mimo tego uważam, że wykonuję ją najlepiej, jak tylko potrafię. Kobiety świetnie radzą sobie w roli kierowców autobusów, zwłaszcza w tak ekstremalnych warunkach. Są opanowane, dobrze działają w stresujących sytuacjach i są multizadaniowe. Dlatego biją mężczyzn na głowę.

Chciałabyś wrócić do jazdy po drogach północnej Norwegii?

Nie jestem jeszcze na to gotowa. Często śmieję się, że po pracy w Tromsø mam śnieżne PTSD. Jak tylko w Bergen zaczyna padać śnieg, można usłyszeć moje zawodzenie na drogach. Pierwsze miesiące w stolicy regionu były dla mnie jak wakacje i spacer po plaży. Nie wierzyłam w to, że mogę trafić na tak bezproblemowe norweskie trasy autobusowe. Wierzę jednak, że można się zakochać w północnej Norwegii – jej przyrodzie, widokach oraz zorzy polarnej.

Rozmawiała Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski.

-->