Ola i Michał mieli 35 lat, gdy zmęczyli się tułaczką po mieście z trójką dzieci w wynajętych mieszkaniach. Nie mieli nikogo do pomocy, żadne z nich nie miało rodziców, od nastolatków byli w domu dziecka, a ich miłość była prawdziwa, przekonali się o tym przez te wszystkie wspólne lata. Ich dzieci są kochane, zadbane i piękne. Zrobiliby dla nich wszystko! Jednak pieniędzy zawsze było za mało. Michał i Ola robili co mogli, pracowali na kilka etatów. W końcu Michał zaoszczędził nieco pieniędzy i zaproponował żonie:
– Ola, jedźmy na wieś! Poszukajmy domu, mamy trochę pieniędzy na zaliczkę i może uda się dostać małą pożyczkę. Mamy samochód, są też autobusy, więc dalej będziemy pracować w mieście, ale na wsi jest ogród, przedszkole, świeże powietrze… Kiedy byłem dzieckiem jeździłem do babci na wieś. Dobrze to wspominam… Owszem jest więcej pracy, w domu niż w mieszkaniu. Działkę trzeba obrobić, ale w ogrodzie ptaki będą śpiewać i to będzie nasz własny dom, a nie te wynajmowane mieszkania…
Ola się zgodziła. Obejrzeli ładny dom ze sporą działką w jednej wsi, kupili go pod koniec zimy, a wprowadzili się wczesną wiosną. Dzieci pokochały go – bez dwóch zdań! Ola widziała jak dzieci się cieszą i ona też się cieszyła – wreszcie mają swój dom, wreszcie wszyscy są u siebie! Starszej córce podobała się szkoła, a młodsze dzieci z radością chodziły do przedszkola. Owszem, jest inaczej niż w mieście, ale ludzie są życzliwi i pomocni. Co tu dużo mówić – cała wieś jest jak jedna wielka rodzina. Ola nadal porządkuje w domu, a Michał pracuje w mieście. W pracy dostał awans i jego pensja nieco wzrosła – jakby na znak, że dobrze zrobili! Teraz czas zabrać się za ogród i zasadzić kwiaty i krzewy, ale najpierw trzeba go przekopać, bo od jesieni nie był kopany. Poprzedni właściciele postanowili nic z tym już nie robić, gdy wystawili nieruchomość na sprzedaż.
W słoneczny weekend Michał i Ola z zapałem zabrali się do pracy. Chwycili za łopaty i zaczęli kopać. Przyszło kilka osób do pomocy. Do końca działki już niedaleko, i wtedy usłyszeli znaczące chrząkanie starej kobiety: to sąsiadka Teresa, kobieta ze wsi, wisi na drewnianym płocie oddzielającym ich ogrody:
– Oj, dzieci, nie przekopujcie końca ogrodu! Nie będziecie szczęśliwi. Tu prawie wszyscy mają takie ogródki, co zrobić, takie były czasy…
Pani Teresa podała przez płot talerz ze świeżym plackiem z makiem, tak jak piekła babcia Michała. Ola i Michał wyprostowali plecy, oparli się na swoich łopatach i ze zdziwieniem spojrzeli na staruszkę. Kobieta podeszła do staruszki i z wdzięcznością przyjęła pachnący prezent.
– Czy mogłabyś nam wyjaśnić, Tereniu, o czym mówisz, bo my nic nie wiemy… – zapytała Ola.
– W latach trzydziestych często nie chowało się swoich bliskich na cmentarzach, tylko ogrody były miejscem ostatecznego spoczynku… Grzebało się na końcu ogrodów rodziców, dziadków, rodzeństwo… a czasem nawet dzieci, które Pan powołał do siebie… Mówię wam, że prawie wszyscy tutaj mają takie rzeczy w swoich ogrodach, a mój brat i siostra też spoczywają w moim… Co zrobić, takie były czasy… Musimy ich szanować, szanujemy ich pamięć, niech Bóg nas chroni! – powiedziała Teresa. – Oni są naszymi aniołami, chronią nasze domy i bliskich swoimi modlitwami w niebie. A my o nich pamiętamy, czcimy tę pamięć… Tak to u nas na wsi wygląda.
Na końcu ogrodu, wśród krzewów malin i agrestu, pod starą jabłonią, Ola i Michał znaleźli resztki drewnianych pochylonych krzyży. Uprzątnęli wszystko, a Ola zapaliła świecę i odmówili modlitwy. Od tamtej pory robią to często, jak wiele rodzin we wsi. Już od ośmiu lat rodzina Oli i Michała żyje szczęśliwie w tym domu. Dzieci dorastają, a wśród drzew ogrodu ćwierkają ptaki…