Zawiodłem się na mojej córce, nie umiem jej w żaden sposób usprawiedliwić, moim zdaniem zachowała się po prostu podle. Wydawało mi się, że, jako ojciec, sprostałem wychowaniu Sylwii na mądrą i lojalną osobę, ale gdzieś musiałem popełnić błąd. Moje małżeństwo rozpadło się, kiedy Sylwia miała 6 lat. Jej mama nigdy mnie nie kochała, a w córce widziała wiele cech, których tak we mnie nie lubiła.
Myślę, że gdyby nie naciski ze strony teściowej, nie wzięlibyśmy ślubu i pewnie moja była żona, Iwona, nie pozwoliłaby mi utrzymywać kontaktu z dzieckiem. Stało się jednak inaczej, to matka Sylwii od nas odeszła, poznała mężczyznę, który chciał założyć z nią rodzinę, ale nie umiał zaakceptować Sylwii, a Iwona nie nalegała. I tak oto zostałem samotnym ojcem.
Moja teściowa nam pomagała, ale nie miała dobrego wpływu na Sylwię. Zbyt późno zorientowałem się, że nastawia wnuczkę przeciwko mnie, wmawiała jej, że to moja wina, że matka ją zostawiła. Moje relacje z córką stawały się coraz gorsze, a kiedy po roku moja siedmioletnia córka wykrzyczała mi w twarz, że wyrzuciłem mamę z domu, pojąłem co się stało.
Ograniczyłem teściowej kontakty z wnuczką, dopuszczałem tylko wizyty pod moim nadzorem, a sam tłumaczyłem Sylwii, że to mama zdecydowała się nas opuścić, bo poznała nowego kolegę. Iwona ani razu nie odwiedziła córki, przez tamten rok, co działało na moją korzyść, choć widziałem jak córka cierpi.
Od śmierci teściowej, było mi łatwiej budować relację z córką, nie było już ryzyka, że ktoś będzie jej robił pranie mózgu. Niedługo później, gdy Sylwia chodziła do trzeciej klasy, zacząłem się spotykać z Karoliną. Bardzo polubiła moją córkę, Sylwia również była nią zachwycona.
Karolina była dla mnie ogromnym wsparciem, pomogła mi zorganizować komunię świętą córki, a potem postanowiłem się z nią ożenić. Bałem się, że to negatywnie wpłynie na zachowanie Sylwii, ale Karolina miała z nią świetny kontakt, umiała z nią rozmawiać i czułem, że łączy je coś wyjątkowego. Sylwii zależało, by to właśnie macocha chodziła na wywiadówki, to ona była powierniczką jej sekretów.
Gdy przyszedł czas na studia, Karolina nie żałowała pieniędzy dla Sylwii, to dzięki niej, mogliśmy wysłać córkę na wymarzoną uczelnię. Gdy przestała z nami mieszkać na stałe, zaczęła się od nas oddalać, miałem nadzieję, że to wkrótce minie i odzyskam córkę.
Kiedyś przyznała mi się, że czasem widuje się z biologiczną matką, ale zapewniała mnie, że chciała po prostu poznać prawdę i dowiedzieć się, czemu Iwona nas zostawiła. Martwiłem się, że moja była żona znowu zrani córkę, przecież 15 lat nie chciała jej znać… Ale Sylwia już więcej nie wspominała o matce, więc ja też o niej nie myślałem.
Po skończeniu studiów Sylwia powiedziała, że chce wyjść za kolegę z uczelni, rzuciła jakimś terminem, a ja zorientowałem się, że jest bardzo mało czasu. Wspólnie z Karoliną zorganizowaliśmy pieniądze na pokrycie części kosztów uroczystości, wiedzieliśmy, że takie wsparcie będzie najbardziej mile widziane. I nie pomyliliśmy się, ale zaskoczyło nas coś innego.
Sylwia nie przygotowała zaproszenia na ślub dla Karoliny, nigdy bym nie pomyślał, że moja żona nie zostanie zaproszona na takie ważne wydarzenie w życiu swojej pasierbicy, której tyle pomogła przez ostatnie 18 lat jej życia. Widziałem jaki smutek ogarnął Karolinę, ale nie powiedziała wtedy nic, dopiero w domu usłyszałem jak płacze.
Jestem tak rozczarowany zachowaniem Sylwii, że nie umiem znaleźć słów. Powiedziała mi, że na ślubie córki powinna być obecna matka, więc dla macochy nie ma miejsca. Przyznała, że biologiczna matka jest dla niej ważniejsza, a wtedy ja podjąłem decyzję, że również nie pojawię się na ślubie, niech Iwona weźmie swojego nowego męża!
Karolina próbowała mnie przekonać, żebym zmienił zdanie, ale ja byłem tak zawiedziony, że nie chciałem oglądać córki. Sylwia ustaliła własne priorytety, niech teraz matka pokaże czy było warto. Ślub już za trzy miesiące, zobaczymy czy Sylwia zmądrzeje, czy tylko dostanie lekcję życia.