A najsmutniejsze jest to, że nasz rodzony syn ją w tym wspiera.

Renata i ja nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie, chociaż starałam się, żeby nasze stosunki były dobre. Nie wtrącałam się w małżeńskie sprawy swojego syna, nie ingerowałam na żadnym poziomie w ich związek. Pomimo tego w zamian spotykałam się z zimnym przyjęciem i niechęcią.

Moja synowa nigdy nie nazwała mnie “mamą”, pomimo tego, że jest żoną mojego syna od jedenastu lat. Kiedy dowiedziałam się, że wreszcie oczekuje dziecka, byłam bardzo szczęśliwa. Nie mogłam się doczekać spotkania z wnuczkiem. Nie sądziłam, że nawet nie będę mogła go zobaczyć…

Kiedy Renata miała już dosyć pokaźny brzuszek, próbowałam go dotknąć, bo tak bardzo chciałam poczuć maleństwo. Ona jednak odepchnęła mnie od siebie z taką siła, że zrobiło mi się nieprzyjemnie. Nawet nie potrafię opisać uczuć, jakie wtedy mną targały. Poczułam się niechciana i niemile widziana. Najwyraźniej synowa szukała tylko pretekstu, żeby mnie obrazić.

Kiedy na świecie pojawił się nasz wnuczek, radość nas z mężem rozpierała. Niestety synowa nie pozwalała nikomu na odwiedziny w szpitalu. Nakazała także naszemu synowi, żeby nie pokazywał nam nawet zdjęć swojego synka.

Nie posłuchaliśmy z mężem przykazań Renaty i przyjechaliśmy do szpitala. Synowa zrobiła taką minę, jakby do jej pokoju weszły jakieś żule. Po wyjściu ze szpitala również nie chciała nas widzieć. Nie chciała od nas ani pomocy ani nawet naszych odwiedzin. Zawsze nas zbywała, że “może następnym razem”.

Co ciekawe, przed ślubem z moim synem, chętnie przyjmowała od nas pomoc finansową. Teraz traktuje nas jak obcych natrętów. A my nic więcej od niej nie chcemy oprócz tego, żeby pozwoliła nam się cieszyć wnukiem.

Nie mam pojęcia, jak do niej dotrzeć. Jak jej wytłumaczyć, że to dla nas bardzo ważne. Że marzymy o tym, żeby wziąć naszego wnuka na ręce, spacerować z wózkiem…cieszyć się każdą ulotną chwilą z tym maleństwem.

Czy wymagamy zbyt wiele? Nie mamy do tego prawa? Niesamowicie nas boli to odrzucenie. Nie życzę tego najgorszemu wrogowi!

A najsmutniejsze jest to, że nasz rodzony syn ją w tym wspiera. Jak to się stało, że tak go przekabaciła? Byliśmy kiedyś taką zżytą rodziną…

-->