Zostaliśmy zgłoszeni do opieki społecznej, przecież nie jesteśmy żadną patologią!

Nasi sąsiedzi nasłali na naszą rodzinę opiekę społeczną.

Zawsze uważałam, że życie jest piękne i należy umieć się nim cieszyć. Ale nauczyłam się, że są ludzie, którzy czerpią przyjemność z rujnowania życia innym ludziom.

Z podobną sytuacją spotkałam się, gdy z mężem przeprowadziliśmy się do innego miasta. Kłopoty zaczęły się na dworcu, kiedy okazało się, że zgubiliśmy nasze rzeczy.

Udało nam się wynająć mieszkanie. Ale tak się złożyło, że osoba która nam je wynajęła wzięła od nas bardzo dużą sumę, niż było warte mieszkanie. A potem zostaliśmy wyrzuceni przez właściciela mieszkania.

Musieliśmy iść do kościoła po pomoc, bo nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, a nikogo nie znaliśmy. Przyjęli nas i powiedzieli, gdzie znaleźć lepsze miejsce do wynajęcia mieszkania. Pomogli nam nawet znaleźć pracę mojemu mężowi i umieścić nasze dzieci w przedszkolu.

Byliśmy tacy szczęśliwi! Tak bardzo cieszyliśmy się z tego wszystkiego. Wkrótce zaczęliśmy mieć duże problemy z sąsiadami.

Jednemu z naszych sąsiadów nie podobało się to, że mamy trójkę małych dzieci. Wiadomo, że dzieci często płaczą, czasem się biją i hałasują. Oczywiście staraliśmy się z mężem pilnować naszych dzieci, ale nie zawsze nam się to udawało. Byliśmy więc zawsze bardzo głośni.

Nasi sąsiedzi poszli więc do opieki społecznej.

Pewnego dnia, gdy ja zmywałam naczynia, a nasze dzieci bawiły się w pokoju, zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam drzwi. W progu stały trzy kobiety.

 Jesteśmy z urzędu ds. dzieci. Złożono na waszą rodzinę skargę.

Byłam bardzo zaskoczona. Kobiety weszły do mieszkania. Przywitały się i zaczęły chodzić po mieszkaniu. Zajrzały do lodówki, rozejrzały się po pokojach.

Następnie zapytały:

– Dlaczego macie tylko dwa łóżeczka?

A ja odpowiedziałam, że po prostu nie zdążyliśmy jeszcze kupić trzeciego łóżeczka, bo wprowadziliśmy się dopiero miesiąc temu.

Zaczęły mnie uświadamiać, że musimy dostawić trzecie łóżko i że musimy mieć w lodówce owoce dla dzieci. A nie mieliśmy akurat wtedy żadnych.

Potem kobiety wyszły.

Minęły dwa tygodnie i kobiety znów przyszły na kontrolę. Ponownie przyjrzały się zabawkom, którymi bawiły się nasze dzieci, sprawdziły ilość łóżek i co mieliśmy w lodówce.

Tym razem wszystko było w normie. Potem zaczęły mnie pytać, czy biję swoje dzieci. Powiedziałam stanowczo, że nigdy ich nie uderzyłam.

Kobiety miały zamiar wyjść, ale powiedziały, że wrócą do mnie jeszcze nie raz. Gdy odchodziły, jedna z kobiet szepnęła, że nasz sąsiad na nas do nich doniósł i że raczej nie pozwoli nam żyć w spokoju.

– Lepiej więc byłoby dla was spakować swoje rzeczy i znaleźć inne mieszkanie! – szepnęła do mnie kobieta.

Wtedy właśnie wszystko zrozumiałam. Bardzo nam z mężem było żal opuszczać to ładne mieszkanie. Ale nie chcieliśmy być poddawani ciągłym wizytom pracowników opieki społecznej, to było bardzo krępujące. Znaleźliśmy więc z mężem nowe mieszkanie. Mamy szczerą nadzieję, że nasi nowi sąsiedzi będą bardziej tolerancyjni wobec naszych małych dzieci.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.    

-->