Chciała tylko rzucić palenie. A Pan Bóg pokazał jej coś znacznie ważniejszego. I pomógł!

Z dnia na dzień, zamiast dymem z papierosów, powoli zaczynała oddychać modlitwą. Coś dyskretnie, jakby obok walki z nałogiem, zaczynało się zmieniać.

Najpierw, lata temu, było popalanie w ukryciu przed rodzicami. A to na strychu z koleżanką z bloku, a to za szkołą, tradycyjnie, na długiej przerwie. Potem już „legalnie”, bo rodzice dorosłej kobiecie przecież nie mogli palenia zabronić. A potem już nałogowo. Rekord Iwony to dwie paczki dziennie, wtedy kiedy życie najbardziej dawało jej w kość. „Normalnie” paliła trochę więcej niż jedną paczkę.

I tak przez kilkanaście lat. Praca w dziale sprzedaży w dużej firmie nadawała tempo jej życiu: dużo stresu, dużo spotkań, liczb, targetów, które trzeba było zrealizować. – Nigdy nie uważałam, żeby w zapaleniu papierosa było coś złego. W życiu nawet nie przyszło mi do głowy, żeby się z tego spowiadać, że to może być nałóg. To był taki przerywnik w ciągu dnia, chwila na oddech – mówi Iwona.

Jak Pan Bóg pomógł Iwonie rzucić palenie

Jak się okazało, niezdrowy oddech. Iwona chciała popracować nad formą i razem z koleżanką z pracy zapisała się na siłownię. – Moja kondycja była tak fatalna, że nawet mnie to przestraszyło. Łapałam zadyszkę, jakbym była w mocno zaawansowanym wieku. A miałam 43 lata… – mówi Iwona.

Najdłuższą przerwę od papierosów miała wtedy, kiedy była w ciąży z Amelką. Dlatego też była przekonana, że to żaden nałóg i że może rzucić, kiedy tylko będzie chciała. Mąż czasem jej sugerował, że za dużo pali, ale dla niej nadal wszystko było w normie. – Po urodzeniu córki szybko wróciłam do palenia. Nie karmiłam piersią, więc nie miałam już motywacji, żeby nie palić – mówi.

Do czasu. Pierwszym impulsem była słaba kondycja, którą odkryła na siłowni. Tryb życia miała cały czas ten sam. Intensywna praca, dom, rodzina, czas na sport. W tym samym czasie w jej parafii były rekolekcje dla małżeństw. Jednego dnia dostali zadanie domowe. – Małżeństwo, które prowadziło te spotkania, zachęciło nas, żebyśmy usiedli i powiedzieli sobie, co w sobie lubimy, a z czym jest nam naprawdę trudno. Mój mąż powiedział mi właśnie o tym paleniu. Nie sądziłam, że to jest dla niego aż taki problem – wspomina Iwona.

Od papierosów do modlitwy

Postanowiła zawalczyć. – Nigdy nie czułam się tak, jak wtedy. Po kilku dniach zaczęłam mieć jakieś irracjonalne napady paniki, w nocy budziłam się zlana potem, zaczęły mi się trząść ręce. Zwłaszcza w pracy to było nie do zniesienia. Naprawdę się wtedy bałam. Umówiłam się nawet na wizytę do psychiatry, bo miałam wrażenie, że nie panuję nad swoim życiem. Lekarz powiedział mi, że nie potrzebuję żadnych leków, że mam typowe symptomy po odstawieniu „narkotyku” – mówi.

I to słowo przeraziło ją jeszcze bardziej niż napady paniki. Wróciła do domu i zaczęła gorzko płakać, prosząc Boga o pomoc. – Mamy w sypialni ikonę Świętej Rodziny, raczej „nieużywaną”. Modliłam się zawsze w kościele, w domu nie miałam takiego zwyczaju. To był chyba pierwszy raz – mówi.

Od tamtej pory modliła się każdego dnia, prosząc o siłę i o pomoc. I „przy okazji” zbliżała się do Boga. – To był bardzo trudny proces, niby miliony ludzi rzuca palenie i żyje, ale dla mnie to było coś jeszcze. Kiedy przestałam palić, poczułam, że nie mam w sercu pokoju, że ciągle za czymś gonię, ciągle odhaczam zadania na liście. Bóg pokazał mi mój perfekcjonizm i to, że w moim życiu ważniejsza od rodziny była praca. To była bardzo bolesna prawda. Ale bardzo potrzebna – mówi Iwona.

Bóg wykorzystał ten nałóg

I tak z dnia na dzień, zamiast dymem z papierosów, powoli zaczynała oddychać modlitwą. Coś dyskretnie, jakby obok walki z nałogiem, zaczynało się zmieniać. – Bez modlitwy nie dałabym rady. Wiem, że to rzucanie palenia Bóg wykorzystał do czegoś znacznie ważniejszego. Zaprosił mnie do zmiany priorytetów. Modlitwa zaczęła mi przynosić pokój serca, stałam się łagodniejsza. Z perfekcjonizmem walczę do tej pory, jest lepiej, moja rodzina też to widzi. Chociaż to nie taka prosta droga – wyznaje.

Od pierwszych dni bez papierosów minęło mniej więcej półtora roku. Iwona i Marek dzisiaj modlą się razem, dołączyli też do parafialnej grupy modlitewnej dla małżeństw. A kilka miesięcy temu pierwszy raz od czterech lat pojechali sami na wakacje. Iwona pierwszy raz od dawna nie zabrała na nie służbowej komórki.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.    

-->