W rodzinie mojego męża piątek to czas na wyjazd do daczy. W czwartek wieczorem teściowa zadzwoniła do mojego męża i powiedziała mu, kiedy po nas przyjadą. Jak zwykle po prostu zadzwoniła i podała godzinę, nawet nie pytając o nasze plany.

– Anno, jesteś członkiem naszej rodziny dopiero od roku. I zrozum, że taki jest nasz zwyczaj. A ty, jako moja żona, będziesz robić to, co jest w zwyczaju… Chodzi o to, że w męskiej rodzinie piątek to czas, aby udać się do daczy.

Mój teść ma szesnaście akrów. I wszystkie są obsadzone od krawędzi do krawędzi, ani jeden metr kwadratowy ziemi nie jest pusty. I to podczas gdy ja jestem typowym mieszkańcem miasta. I dla mnie takie grzebanie w ogródku od świtu do zmierzchu jest absolutnie niedopuszczalne. A weekendy, moim zdaniem, są po to, by ludzie mogli odpocząć od pracy. Dlatego w rodzinie mojego męża jestem uważana za białowłosą kobietę. Ale chodzenie do daczy było koniecznością.

I to właśnie te wycieczki do daczy zaczęły otwierać mi oczy na moje małżeństwo. W jego relacjach z matką zaczęły pojawiać się różne dziwne rzeczy: mój mąż nie podjąłby żadnej decyzji bez konsultacji z matką. Nawet w sklepie, gdy zabrakło chleba, który zwykle kupowaliśmy, dzwonił do niej i przez pół godziny dyskutowali, który chleb lepiej wziąć. Kiedyś zrobiłam sałatkę z kaparami, a on od razu poszedł zadzwonić do mojej mamy, żeby sprawdzić, czy jest jadalna, czy nie. Jeśli coś go interesowało, dzwonił do mojej mamy, a teściowa szukała informacji, mimo że ma komputer.

Podczas gdy moje relacje z teściami były mniej więcej normalne, chodziłam do daczy, aby nie denerwować męża. Po kilku takich incydentach zdałam sobie sprawę, że moje małżeństwo jest skazane na zagładę.

I nie, zamiast natychmiast zakończyć związek, w którym nie ma ani kropli szacunku, postanowiłam przedłużyć agonię naszego małżeństwa, mając nadzieję na cud. W czwartek wieczorem teściowa zadzwoniła do mojego męża i powiedziała mu, o której po nas przyjadą. Jak zwykle po prostu zadzwoniła i podała mi godzinę, nawet nie pytając o nasze plany. “Anno, jesteś członkiem naszej rodziny dopiero od roku. I zrozum, że taki jest nasz zwyczaj. “A ty, jako moja żona, będziesz robić to, co jest w zwyczaju” – powiedział mi.

“Nie sądzisz, że powinieneś był mnie ostrzec o sposobie, w jaki rzeczy są robione w twojej rodzinie, zanim się pobraliśmy?” – zapytałam.

-Przez sześć miesięcy, zanim się pobraliśmy, wycieczki do daczy były opcjonalne. I nikt mi nie powiedział, że kiedykolwiek będę odpowiedzialna za ciągłą pracę w ogrodzie. Mój mąż był rzadkim gościem w ogrodzie w okresie cukierków i bukietów – spędzaliśmy razem weekendy, jeśli mój weekend wypadał w sobotę lub niedzielę. Ale zaraz po ślubie mój mąż nigdy nie został ze mną w domu w sezonie ogrodniczym.

Wyjechał z rodzicami kopać ziemię. Spakowałam swoje rzeczy i złożyłam pozew o rozwód. Ale moja teściowa nie uprawia wszystkiego dla siebie, tylko na sprzedaż. Kiedyś wspomniała mi, że była dziewczyna mojego męża sprzedawała nawet ich plony, stojąc na ulicy obok ich samochodu. Powinnam była poszukać robotnika dla teściowej, zamiast pozwolić jej synowi się ze mną ożenić. Oczywiście szkoda, że tak się to wszystko potoczyło. Ale ja marzyłam o byciu ukochaną żoną, a nie ogrodniczką.

-->