Całe życie mieszkałam w hałaśliwym centrum miasta. Mój mąż chciał mieć możliwość oglądania naszego placu w całej okazałości z balkonu.
Wydał więc pieniądze na ładne mieszkanie. Nie ma go już od 10 lat i strasznie za nim tęsknię. Kiedy przeszłam na emeryturę, zauważyłam, że w tym ogromnym mieszkaniu jest mi bardzo ciężko.
Po pierwsze, sprzątanie zajmuje mi dużo czasu, mimo że używam tylko jednego pokoju, ale kurz jest wszędzie. Po drugie, media pochłaniają połowę mojej emerytury. Najbardziej denerwuje mnie to, że mam wielu krewnych, którzy mogą zostać na tydzień.
– “Twoje mieszkanie jest duże, wszyscy się zmieścimy” – mówią mi nieproszeni goście. Po rozmowie z córką zdecydowałam, że czas pozbyć się tego ogromnego mieszkania. Zięć znalazł mi klientów, z którymi zamieniłem moje trzypokojowe mieszkanie na jednopokojowe plus niezłą sumkę, którą przeznaczyłem na wyjazd do sanatorium. Resztę pieniędzy podzieliłem między siebie i córkę.
W nowym mieszkaniu mój zięć dokonał kosmetycznych napraw, a ja przywiozłem trochę mebli ze starego mieszkania, a także naczynia. Resztę zostawiłam nowym właścicielom. Życie stało się dla mnie o wiele łatwiejsze, ponieważ sklep spożywczy znajdował się naprzeciwko domu, a sklep monopolowy był oddalony o pięć minut spacerem.
Nie mogłem się nacieszyć moim nowym miejscem zamieszkania. Potrafiłem posprzątać mieszkanie w pół godziny. Moi krewni już mnie nie odwiedzali, ponieważ nie miałem dla nich miejsca. Moja córka i wnuki przychodzili codziennie, ponieważ mieszkali w pobliżu. Zdałem sobie sprawę, że starość powinna odbywać się w małym, ale przytulnym mieszkaniu. Żebym nie musiała nikogo prosić o pomoc w domu.
Jestem szczęśliwa na samą myśl, że mogę posprzątać i ugotować własne jedzenie. Podoba mi się, że żyję w harmonii i nikt tego nie zakłóca. Wcześniej mój dom wyglądał jak hotel i był darmowy. Może ktoś by się ze mną kłócił. W końcu wiele osób tak robi, ale ja nie zmienię zdania.