Jechałem nocnym pociągiem do Kijowa, kiedy na jedną ze stacji weszła kobieta z synem. Kobieta była ubrana w ciemne ubrania i wyglądała ponuro jak deszczowa chmura. Chłopiec wyglądał na nieco ponad cztery lata i z pewnością nie chodził jeszcze do szkoły. Kobieta pościeliła łóżko i położyła syna.
Chłopiec wszedł do przedziału wesoło, a gdy matka przygotowywała jego łóżko, spojrzał na gwiazdy przez okno i ze smutkiem zapytał matkę: „Mamo, dlaczego wszyscy mają tu tatę, a mój jest w niebie? Tak bardzo go kocham i tęsknię za naszymi grami.
Jak długo będzie w niebie zbierał dla nas gwiazdki? Nie chcę tych gwiazd, księżyca ani słońca. Chcę mieć tatę u boku.
Młoda kobieta puszy poduszki. Łzy spływały jej po policzkach, przytuliła swojego małego synka i ledwo zdołała je z siebie wycisnąć: „Kochanie”, powiedział biedny chłopiec, „wiesz, twój tatuś odleciał do nieba. W nocy zbiera dla ciebie gwiazdy, a w dzień przesyła ci całusy wraz z promieniami słońca. Zawsze będzie żył na chmurze.
Ale on widzi wszystko z nieba i bardzo cię kocha. Chłopiec wtulił swój mały nosek w szyję matki, zaszlochał cicho i objął ją mocno obiema rękami. I wtedy, mimo że był listopad, na niebie zaczęła spadać gwiazda.
Kobieta natychmiast pokazała ją synowi, mówiąc, że to znak od ojca, by przestał być smutny. A ja leżałem cicho na mojej drugiej półce, zimne łzy toczyły się po mojej poduszce.