W dziesiątej klasie przyszedł do nas fotograf, żeby zrobić zdjęcia starszym uczniom. Był młody, szczupły, przystojny. Od razu się w nim zakochałam.
A kiedy poprosił mnie, żebym zrobiła z nim sesję zdjęciową, od razu się zgodziłam. We wtorek wieczorem zaczęliśmy robić zdjęcia, a potem poszliśmy spać. Obudziłam się w środę w jego ramionach. Nasze spotkania trwały miesiąc, aż dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Fotograf zerwał ze mną, a ja ze strachu nie powiedziałam rodzicom.
Nosiłam luźne ubrania, więc moja mama zorientowała się, że jestem w ciąży dopiero wtedy, gdy było już za późno, by cokolwiek zrobić. Mama płakała, a ojciec wyrzucił mnie z domu.
Później okazało się, że tata chciał mnie tylko nastraszyć, ale wyszłam i nigdy nie wróciłam. Znalazłam firmę, która mieszkała w opuszczonym domu. Wróciłam tam z moim nowonarodzonym dzieckiem.
Sąsiedzi nie zwracali uwagi na naszą chatę, ale kiedy usłyszeli płacz dziecka, natychmiast zgłosili to na policję. W rezultacie dziecko zostało mi odebrane, pozbawione praw rodzicielskich, a ja wróciłam do rodziców. Miałam wtedy siedemnaście lat. Teraz mam dwadzieścia siedem lat.
A mój syn ma dziesięć lat. Spędziłem rok z psychologami, potem kolejny rok w szkole. Moi rodzice tolerowali moje istnienie dla siebie. Straciłem duchową więź z rodzicami i synem.
Nie palę, nie piję, pracuję i jestem na ostatnim roku studiów. Wiem, w którym sierocińcu przebywa. Często chodzę do sierocińca i patrzę na niego z daleka. Boję się do niego podejść – boję się, że mnie nie zaakceptuje.
Już dziesięć razy kupowałam mu prezent, kierowałam się w stronę wejścia do domu dziecka, ale w ostatniej chwili zawracałam. Konsultowałam się nawet z kuratorami.
Zapewnili mnie, że mogę odzyskać dziecko. Ale gdy tylko wyobrażę sobie, że patrzę mu w oczy, natychmiast ogarnia mnie ból i smutek. Nie wiem, czy będę miała odwagę podejść do mojego syna…