Ja dałam matce duplikat kluczy do mojego mieszkania. Wieczorem, gdy byłam sama, zobaczyłam, jak ktoś potajemnie otwiera drzwi – nie była to matka…

Mam młodszą siostrę, Wiktorię, która od dzieciństwa jest moim największym przeciwnikiem, jeśli można tak powiedzieć. Wika zawsze chciała mieć wszystko od razu. Nie lubiła dzielić się z innymi, zwłaszcza ze mną. Gdy dostawaliśmy cukierki, ona od razu je połykała, a potem mówiła mamie, żeby zmusiła mnie do dzielenia się z nią. Musiałam się dzielić.

Najpierw cukierkami, potem słuchawkami, odtwarzaczami, płytami, ubraniami, biżuterią, torebkami i tak dalej. Za to nienawidziłam siostry. Z jej rzeczy nigdy nic nie brałam, a ona korzystała z moich więcej niż ja. Z czasemśmy dorosły.

Stopniowo biżuterię zastąpiły droższe ozdoby, a siostra nie zmieniła swojego charakteru. Rodzice zawsze mówili mi, że Wika to moja siostra, i że mam się z nią dzielić. Do niej nigdy nie mieliśmy pretensji. Dlaczego wszyscy mieli do mnie pretensje? Na trzecim roku na uniwersytecie znalazłam pracę, a po dwóch latach kupiłam mieszkanie na kredyt. Teraz jestem w kredytowym niewoli, ale wiem, że już nie będę się bała, jeśli jakieś nowe przedmioty w domu nie spodobają się gospodarzowi, i nie będę musiała szukać różnych wynajętych mieszkań. Po zakupie własnego mieszkania rodzice trochę odpuścili z codziennymi żądaniami pomocy dla siostry, ponieważ już rozumieli, jak trudno mi z kredytem.

Ale siostra nie odpuszczała. Prosiła o mieszkanie u rodziców, ale sama nie chciała się napracować. Oczywiście, było jej łatwiej prosić kogoś niż zarobić na własne potrzeby. Wtedy mama pierwszy raz pokazała siostrze jej miejsce. Zawsze dostawała to, czego chciała, a tu mama stanęła na boku: – Chcesz swoje mieszkanie – pracuj, zarabiaj, kup je, nie chcesz pracować – znajdź sobie męża z własnym mieszkaniem. Nie pomagaliśmy siostrze z mieszkaniem, i tobie nie zamiarujemy. Sami byśmy się nie pogubili. Te słowa mamy były jak miód na duszy. Wreszcie, mama powiedziała to, co dawno powiedzieć.

Mieszkam w swoim mieszkaniu już drugi rok i cieszę się życiem. W moim życiu niczego mi nie brakuje, nie mam na co narzekać. Niedawno zdarzył się incydent, przez który wciąż nie mogę wybaczyć siostrze. Musiałam wyjechać do innego miasta do pracy. W domu mam kota i rośliny. Zostawiłam kluczyk u mamy, żeby karmiła kota i podlewała kwiaty.

Po miesiącu wróciłam. Wszystko było dobrze, ale zauważyłam, że bardzo często ginęły mi różne drobne przedmioty, jak bransoletki, pomadki i inne.

Myślałam, że sama je rozrzuciłam, a potem dziwiłam się, że zniknęły. Dopiero potem zrozumiałam, że to nie do końca moja wina. Kiedyś zachorowałam i zostałam w domu. Leżałam sobie spokojnie na kanapie, gdy nagle zadzwonił domofon. Nikogo nie oczekiwałam, więc nie spieszyłam się z otwarciem drzwi. Do domofonu zadzwoniono dwa razy. Potem dzwonienie ustąpiło, a potem zaczęli dzwonić do drzwi. Drzwi też nie otwierałam.

Wstałam i poszłam do kuchni. Po tych dzwonieniach nie mogłam już spać, postanowiłam sobie zaparzyć herbatę. Wzięłam moją filiżankę i leniwie ruszyłam z powrotem, żeby obejrzeć serial w łóżku. Wtedy usłyszałam, jak ktoś zaczyna otwierać dr

-->