Moja mama całkowicie mnie od siebie odsunęła, gdy postanowiła rozejść się z moim ojcem. W sumie i tak od dawna oboje nie interesowali się moim życiem, bo ciągle byli zajęci kłótniami, nawet na długo przed rozwodem. Przez to nigdy nie czułam się dobrze w swoim domu, więc szukałam ucieczki i znajdywałam ją w towarzystwie o wiele starszych znajomych. Mama dość szybko otrząsnęła się po rozwodzie i zaczęła szukać kogoś nowego, a po kilku miesiącach związała się z mężczyzną. Ich związek sprawił, że czułam się w domu jeszcze gorzej, więc gdy mój przyjaciel zaproponował mi wspólne mieszkanie z nim i jego mamą, bez wahania się zgodziłam.
Nie było to dla mnie niespodzianką, że moja mama też nie miała nic przeciwko przeprowadzce.
Sebastian miał wtedy 26 lat, a ja 17. Mieszkanie z nim zdawało mi się darem z nieba, choć jego własna matka miała na ten temat odmienne zdanie. Bała się, że syn wpadnie w kłopoty za mieszkanie z nieletnią. Po krótkim czasie z przyjaźni zrodziło się coś więcej. Sebastian bardzo mi wtedy pomógł, pilnował, żebym się uczyła i chodziła do szkoły, bym zapewniła sobie dobry start w nową przyszłość. Zawsze mi powtarzał, że edukacja to klucz do wszystkich drzwi. Przez długi czas wszystko układało się pięknie, dopóki nie okazało się, że jestem w ciąży. Gdy opowiedziałam o tym Sebastianowi nie był zachwycony, ale też nie był zły, to reakcja jego matki okazała się tą najgorszą.
– Co ty najlepszego zrobiłeś? Czy ty sobie wyobrażasz jaki to problem? Czy to w ogóle twoje dziecko? – jej pytania raniły nas oboje.
Z niechęcią przyjęła wiadomość, że zostanie babcią, ostrzegając nas, że nie chce mieć z nami, ani z tym dzieckiem nic wspólnego. Jej wrogość mocno wpłynęła na moje samopoczucie, a zwłaszcza wtedy, gdy Sebastian musiał wyjechać za granicę przez swoją pracę. Mieszkanie z nią stało się nie do zniesienia, więc przeniosłam się do swojej babci, która na szczęście mnie przyjęła. Do samego końca chodziłam do szkoły. Oczywiście wszyscy gadali za plecami, wyśmiewali się, ale mnie to mało obchodziło. W końcu przyszła na świat moja córka – Weronika.
Dalej mieszkaliśmy z babcią. Niedługo po porodzie otrzymałam wiadomość od Sebastiana, że zostaje we Francji na stałe i chce zakończyć naszą relację. Byłam załamana, bo zostałam całkiem sama. Ani mama, ani ojciec mnie nie odwiedzali. Mieli już swoje nowe życia, których nie byłam częścią. Została mi tylko babcia, która też nie miała teraz lekko. Kiedyś godzinami potrafiła siedzieć z koleżankami na ławce pod blokiem i rozmawiać, ale teraz wszystkie się od niej odwróciły, bo nie akceptowały mnie – nastoletniej wnuczki z nieślubnym dzieckiem. To było małe miasto, więc wszyscy się tam znali, ja sama też nie raz widziałam, jak ludzie patrzyli na mnie z ukosa. Nie poddawałam się jednak i gdy tylko mogłam, posłałam małą do żłobka, a sama zaczęłam pracować jako sprzątaczka w pobliskiej przychodni.
Do końca życia zapamiętam dzień, gdy wszystko runęło jak domek z kart. Wracałam z córką po pracy do domu, gdy nagle zadzwoniła do mnie sąsiadka z informacją, że babcia zasłabła pod domem i mimo wezwania karetki zmarła. Nie minęło dużo czasu, aż spółdzielnia upomniała się o mieszkanie, które babcia tylko wynajmowała i nigdy nie było jej własnością. Zostałam sama z dzieckiem bez dachu nad głową. Zebrałam wszystkie oszczędności jakie miałam i wynajęłam wolny pokój w hostelu. Wiedziałam, że wystarczy mi pieniędzy na maksymalnie miesiąc, więc musiałam znaleźć lepszą pracę, ale kto zatrudniłby 18-latkę z 1,5- rocznym dzieckiem. Miesiąc minął szybko, a ja wciąż nie mogłam nic znaleźć, wkrótce miałam pieniądze tylko na jedzenie dla małej, a sama chodziłam głodna. Któregoś ranka szłam do pracy, gdy zobaczyłam, że na dworcu rozdają bezdomnym jedzenie i mimo wstydu, stanęłam w kolejce po zupę. Gdy tylko dostałam ją w ręce, zaczęłam szybko ją jeść. Wtedy podeszła do mnie kobieta w średnim wieku.
– Pijesz? – zapytała obojętnym tonem.
Wtedy się rozpłakałam i opowiedziałam jej, że jestem abstynentką i mam córkę oraz, że szukam pracy, ale bez skutku.
– Możesz mi dzisiaj pomóc w kuchni w restauracji, mam dużo pracy. Chętna? – zaproponowała.
Z chęcią przyjęłam jej propozycję i cały dzień ciężko pracowałam, dziękując Bogu za tę szansę. Moja praca została doceniona, bo kobieta zdecydowała się zatrudnić mnie na dłużej, a nawet dała zaliczkę na poczet przyszłej pracy. Trzy lata później awansowałam ze zmywaka na główną kucharkę i zrobiłam kurs cukiernika. Zarabiałam na tyle dużo, że mogłam sobie pozwolić na wynajem mieszkania i pójście na studia na wydziale ekonomicznym. Nie poddałam się w walce o lepsze życie i nie stoczyłam się, tak jak to opowiadała o mnie matka Sebastiana.
Teraz moja córka ma już 16 lat i uczy się w najlepszym liceum w mieście, bo chce zostać lekarzem. Od początku staram się zapewnić jej wszystko, czego ja nigdy nie miałam, czyli wsparcie, miłość i uwagę, bo wiem, jak to jest, gdy własna matka porzuca cię na pastwę losu. Nasza relacja jest pełna ciepła i zaufania. Z radością patrzę, jak cudownie radzi sobie w życiu i jak dorasta.
Mi samej też w końcu zaczęło się układać. Mam własne mieszkanie i fantastycznego mężczyznę, z którym spodziewam się kolejnego dziecka – tym razem chłopca.
Od opisanej przeze mnie historii minęło 15 lat, w trakcie których ani moi rodzice, ani Sebastian, nie próbowali się ze mną skontaktować. Najwyraźniej wszyscy uznali, że przestałam istnieć i myślę, że mogą mieć rację, bo osoba, którą znali już nie istnieje.