Moja babcia na starość niemal wylądowała na ulicy. Tak postanowiła przetestować swoje dzieci

 

Moja babcia po śmierci dziadka stanęła przed wyborem co robić dalej – żyć w pojedynkę czy zamieszkać z którymś dzieckiem w mieście. Wtedy była jeszcze młodsza, pełna werwy, więc mogłaby pomóc czy to przy wnukach, czy przy domowych obowiązkach. Po długich namysłach zdecydowała, że zostanie w domu. Gdzie byłoby jej tak dobrze, jak nie we własnych czterech kątach? Żyła na wsi, miała małą działkę z warzywami i kilka kur. W mieście nie byłoby tego, to całkiem inne życie.

Babcia radziła sobie bardzo dobrze, aż do czasu, kiedy jej problem z nadciśnieniem pogłębił się mocniej. Leki już nie pomagały tak jak wcześniej i któregoś dnia niefortunnie upadła na oblodzonym chodniku, kiedy wracała z kościoła. Na szczęście nie złamała kości, ale i tak musiała chodzić o kuli. Ten niby niegroźny upadek, bardzo źle wpłynął na jej zdrowie. Babcia podłamała się, że już nie będzie tak samowystarczalna, jak dotychczas, zaczęła się zamartwiać i myśleć o przyszłości.

Miała trójkę dzieci – syna, który wyprowadził się do Niemiec – tam założył rodzinę, kupił mieszkanie i miał firmę z naprawą samochodów; córkę, która mieszkała w Poznaniu i była nauczycielką języka angielskiego w szkole i drugą córkę, czyli moją mamę.

Od czterech lat nie mieszkam z rodzicami. Razem z mężem wzięliśmy kredyt hipoteczny i kupiliśmy małe mieszkanie. Żyjemy szczęśliwie, choć bardzo skromnie, większość pensji przeznaczamy na spłaty kredytu i wychowanie naszego rocznego synka.

Niecałe pół roku temu babcia zadzwoniła do wszystkich swoich dzieci i prosiłą, by przyjechały. Nie było to łatwe, bo każdy mieszkał daleko i miał swoje obowiązki, ale udało się. Wszyscy byli pewni, że ich matka chce dokonać podziału majątku, więc musieli zadbać o swoje interesy.

I wtedy babcia oznajmiła, że zgodnie z wolą dziadka, jaką miał jeszcze przed śmiercią, postanowiła sprzedać dom i działkę, a wszystkie pieniądze przeznaczyć na cele dobroczynne – wsparcie domu dziecka nieopodal, remont kościoła, pomoc najuboższym. Teraz potrzebowała zamieszkać gdzie indziej… Cóż, dziadek za swojego życia był bardzo pomocnym człowiekiem. Sam mógł nie zjeść, byle nie głodował nikt inny. Byłam zdziwiona, kiedy oburzona mama mi to opowiadała, bo babcia zawsze patrzyła na dziadka z dezaprobatą, jak każdego miesiąca odejmował ze swojej emerytury pieniądze na pomoc dla innych.

Co się okazało? Dzieci wpadły w histerię. Każdy spodziewał się swojego udziału, a nie matki, która nie ma się gdzie podziać:

– Nie prosiliśmy Cię o pozbycie się domu i nie zapraszaliśmy Cię do zamieszkania u nas. Teraz radź sobie sama, możesz spać nawet na ulicy.

Uwierzcie mi, nie mogłam tego słuchać, kiedy mama mi opowiadała. Kroiło mi się serce, bo zawsze kochałam babcię i dziadka, byli dla mnie wzorem. Od razu po wyjściu od mamy zadzwoniłam do męża z pytaniem, czy możemy przyjąć pod swój dach babcię. Wiem, że niewielu młodych ludzi tak by zrobiło, ale najwidoczniej serce do pomocy mam w genach po dziadku.

Nie mieliśmy dużego mieszkania, ale przeorganizowaliśmy jeden pokój i babcia miała swój kąt. Ależ była wdzięczna, kiedy wnosiłam jej torby i pokazywałam gdzie co jest. A jaka była szczęśliwa, że może każdego dnia witać się ze swoim prawnukiem. Są oczywiście trudniejsze momenty, bo babcia to starsza osoba, ma swoje nawyki, które nam trudno zrozumieć.

Ale kilka dni temu przyniosła mi do kuchni jakieś zawiniątko. Wyjawiła mi, że sprzedała jedynie działkę i większość pieniędzy wpłaciła na książeczkę oszczędnościową. Dom nadal był jej, ale miała tak wiele wątpliwości, któremu dziecku należy się najbardziej, dlatego postanowiła wszystkich okłamać i obserwować.

I w ten sposób tylko ja zostałam uwzględniona w testamencie, bo jako jedyna nie pozwoliłam by babcia wylądowała na ulicy. Moi Drodzy, pomagajcie swoim starszym rodzicom czy dziadkom z dobrego serca. Niech spędzą ostatnie lata swojego życia w poczuciu, że są potrzebni i kochani, a kto wie, może przy okazji odwdzięczą się Wam, jak to było w moim przypadku.

-->