Moi krewni uznali, że mój dom to darmowy hotel. Kiedy miałam już dosyć, tych ciągłych odwiedzin i gości, zamknęłam drzwi i nie przyjmuję nikogo. Oczywiście wszyscy się obrazili, ale wreszcie mam spokój.
Moja rodzina jest bardzo duża i wszyscy znają się aż do piątego pokolenia. Moi rodzice bardzo cenią sobie relacje rodzinne. Komunikują się z wujkami i ciotkami, oraz też z dalekimi krewnymi.
Kiedy przeniosłam się do Warszawy, wszyscy natychmiast zaczęli korzystać z mojej życzliwości i gościnności. To było jak pielgrzymka. Niektórzy zostawali tylko na noc, inni na tygodnie. Co więcej, przyjechali nawet bez uprzedzenia, a wymówkę mieli jedną: „Jesteśmy rodziną”.
Wizyty krewnych stały się na porządku dziennym. Potrafili zadzwonić do mnie godzinę lub dwie wcześniej i poinformować mnie, żebym się przygotowała na spotkanie z gośćmi. Nikt nie był zainteresowany moimi planami. Zawsze podczas swojego pobytu, zrobili taki bałagan w moim mieszkaniu, że aż drapałam się po głowie. Marzyłam o tym, żeby pozbyć się w jakiś sposób tych wszystkich ludzi i oddychać pełną piersią.
Mieszkałam u siebie i nie czułam się komfortowo. Pozostało mi tylko obsłużyć tłumy krewnych. Czasami zdarzali się normalni ludzie, ale w większości byli aroganccy i wymagający. Przez nich wszystkie moje plany zostały zburzone, bo musiałam się nimi zajmować, wozić ich do lekarzy, pomagać w załatwianiu dokumentów itp.
Pewnego dnia, moja cierpliwość się skończyła. Stało się to nagle. Jak tylko siostra matki wyjechała, zaczęłam porządkować mieszkanie. Po chwili zadzwoniła następna ciotka i powiedziała, że już wsiadła do pociągu. Poinforowała mnie, że przyjeżdza na dzień lub dwa i ma nadzieję, że będę z nią chodzić po sklepach. Zbuntowałam się i powiedziałem jej, że moje mieszkanie, to nie jest hotel i już nie przyjmuję gości. Zadzwoniłam też do rodziców, aby powiedzieć im, żeby przestali podawać wszystkim mój adres. Ostrzegłam ich, że nie pozwolę już nikomu innemu przebywać w moim domu. Mogłabym spotkać się w neutralnym miejscu, pomóc w znalezieniu noclegu, ale mój dom był niedostępny dla innych.
Matka zaczęła na mnie krzyczeć, podobnie jak babcia. Miały do mnie pretensje i próbowały mnie przekonać, że w rodzinie tak się nie robi. Powiedziałam im, że to nie są dawne czasy i hoteli jest mnóstwo na każdą kieszeń, tam można spokojnie przenocować.
Pierwsze pół roku, spędziłam pomagając krewnym w zakwaterowaniu i wysyłając kontakty do hoteli. Po jakimś czasie, przestałam się ze wszystkimi spotykać, a dlaczego? Bo zamiast wdzięczności, słyszałam kolejne wyrzuty od mamy i babci.
Teraz prawie nikt ze mną nie rozmawia, nie dzwoni ,ani nie zaprasza na rodzinne przyjęcia. Moja matka trochę się uspokoiła, ale wciąż przypomina mi o tym, co zrobiłam, jakie to było egoistyczne. Z kolei babcia, nadal nie ma ze mną kontaktu, jest naprawdę obrażona.