Wnuczka miała jechać do Włoch z ukochanym, ale w ostatniej chwili powiedział, że nie pojedzie. Nie zdawała sobie wtedy sprawy, że był to najszczęśliwszy dzień w jej życiu

Była blisko północ. Moja wnuczka, Julia, właśnie kończyła pakować walizki. O świcie musiała ruszyć na lotnisko, czekały ją wymarzone wakacje z ukochanym na Sycylii. Niespodziewanie, dostała wiadomość:

– Przykro mi, że tak późno. Nie jestem w stanie jechać, jedź beze mnie. Wybacz mi, to koniec.

Julia z wściekłością wyłączyła telefon. Matka weszła do pokoju i po wyrazie twarzy córki zrozumiała, że coś jest nie tak.

– On… nie jedzie.

Julia nie mogła uwierzyć, że to właśnie się jej zdarzyło. Była przekonana, że wreszcie spotkała swoją wielką miłość. Zamknęła walizkę – a wraz z nią zamknęła rozdział swojego życia. Było to tchórzliwe z jego strony, że zdecydował się o tym powiedzieć tak późno. Mimo iż była od dawna dorosła, w tym momencie czuła się jak zranione dziecko.

– Nigdzie nie pojadę – postanowiła Julia, nie była gotowa na samotne wakacje. Przez tydzień nie ruszała się z łóżka. Aż pewnego dnia wstała, ubrała się i poszła na dworzec.

– Bilet do Krakowa – powiedziała, odzyskując pewność siebie.

Kraków przywitał ją rześkim porankiem i domowym sernikiem. Wnuczka od razu przyszła do mnie. Słońce rozświetlało kamienice, pracownicy sprzątali malownicze uliczki, a sklepy otwierały swoje drzwi. Wieczorem wnuczka ruszyła do swojej ukochanej kawiarni na porcję tiramisu. To było jak oddech wolności. Była wdzięczna, że znów jest w swoim ulubionym mieście. Zaczęła wracać do normalności. Kiedy pewnego dnia siedziała w tej samej kawiarni, podszedł do niej młody mężczyzna.

– Cześć, jesteś sama? Mogę dołączyć? – i tak niewinna rozmowa po kilku dniach przerodziła się w coś więcej. Rok później byli już małżeństwem. Teraz są razem siedem lat. A ja zostałam babcią zdrowego chłopca.

Pamiętajcie, że los czasem sprawia nam niespodzianki. Czasem okrutne, ale zawsze trzeba mieć nadzieję, że wyjdzie po nich słońce.

-->