Niedawno odziedziczyłam dwupokojowe warszawskie mieszkanie po samotnej ciotce. Testament został napisany na moje nazwisko, ale moje siostry nie zgadzają się z tym i też chcą mieć swój udział.
Nie zgadzam się z tym.
Moja samotna ciotka zapisała mnie w testamencie, bo nikt inny w rodzinie nie chciał jej pomóc w ostatnich latach życia, już o tym mówiłam.
Nie spodziewałam się, że mieszkanie trafi do mnie. Ale jeśli tak się stało, nie zamierzałam rezygnować z dziedzictwa.
Kiedy moje dwie siostry dowiedziały się o tym, bardzo się zdenerwowały i zaczęły domagać się „sprawiedliwości”.
Wszyscy mieszkamy w tym samym mieście, warunki życia są różne, ale wszystkim jest ciasno. Mam dwupokojowe mieszkanie w podradomskiej kamienicy razem z synem.
Starsza siostra z mężem i bliźniakami ma dwa jedynie dwa pokoje, a młodsza, z dwiema córkami, ma jedno mieszkanie w nowym budynku.
Moje siostry uważają, że powinnam sprzedać swoje mieszkanie w Warszawie i podzielić się pieniędzmi po równo, wtedy każda z nas będzie mogła powiększyć swoje metry kwadratowe.
Ale mam inne plany: chcę zrobić mały remont w moim nowym warszawskim mieszkaniu i wynajmować je. Dla mnie jest to świetny drugi dochód, porównywalny z moją główną pensją.
Siostry kładą nacisk na to, że wszyscy jesteśmy najbliższą rodziną i powinniśmy sobie pomagać. Ale tylko ja opłacałam opiekę nad ciocią, mimo że była ona kosztowna, a sama nie mam wiele pieniędzy.
Tak, to jest dla nich trudne. Ale dlaczego, nie kiwnąwszy palcem, moje siostry chcą ułatwić sobie życie moim kosztem?
Kłócimy się o to już od kilku tygodni. Słucham, jak mówią mi, że nie mam skrupułów. Ale zdania nie zmienię.
A co Wy byście zrobili na moim miejscu?