Stoję w kolejce do kasy i widzę obrzydliwy obrazek. Biedna staruszka, z drżącymi rękami, czasem upuszczająca monety i podnosząca je z powrotem, stoi przed kasą, a za nią para majorów: dziewczyna z idealnym… wszystkim i jej chłopak, który nie jest naszej narodowości, który wzdycha, przewraca oczami i ogólnie stara się pokazać, że są zirytowani.
Nagle kasjerka odsunęła na bok zakupy babci – kilka jabłek – i kazała babci przeliczyć pieniądze później i wrócić do kolejki.
“Kto ją tu w ogóle wpuścił?” powiedziała staruszka, której ciało miało więcej silikonu niż krwi. Wprowadzają nowe promocje, więc zbierają się różne psoty” – powiedziała kasjerka. Po tych słowach chciałam wejść, ale z końca kolejki wyszedł mężczyzna z notesem i powiedział do kasjerki.
Tak, pani, kobieto, należy się mandat, a poza tym jest pani zwolniona, obrus na ścieżkę.
A ty – wskazał na ładowarkę – bierz wózek i jedź z babcią do supermarketu, niech je, co chce, na mój koszt. I wtedy ze złością zainterweniowała kasjerka, która już wcześniej została zwolniona. Jestem kierownikiem całej sieci tych sklepów, a ty już tu nie pracujesz, więc zdejmij kamizelkę. To jest sprawiedliwość.