Moja siostra mieszkała na wsi, a mój mąż i ja w mieście. Był weekend i postanowiliśmy pojechać do niej w odwiedziny. Mój małżonek zaparkował samochód przy bramie, wysiadł z samochodu, a wtedy podbiegła do niego młoda kobieta.
– Hej! Wygląda na to, że jesteś z miasta. Powiedz mi, co tam nowego? Dużo się zmieniło przez ostatni tydzień? Wiadomości czerpię tylko z internetu, a i tak nie są zbyt rzetelne.
Nie rozumiałam, kim ona była? Jakie pytania zadawała? Pierwszy raz ją tutaj widziałam, chociaż ostatnio byliśmy we wsi pół roku temu. Od tego czasu mogło się sporo zmienić.
– Och, przepraszam. Nawet się nie przedstawiłam. Jestem Weronika, żona Grzegorza.
W tym czasie moja siostra podeszła do nas i powiedziała, że była synową jej sąsiadów. Kiedyś mieszkała z mężem w mieście, ale z jakiegoś powodu przyjechała do wioski z dziećmi. Bardzo tęskniła za miastem, mimo tego, że uwielbiała życie na wsi.
– Tęsknota do mojego rodzinnego miasta wciąż pozostaje. Tam się urodziłam i wychowałam. Tam też poznałam mojego męża. Niestety, musieliśmy się przeprowadzić, bo ostatnio nasze mieszkanie zostało zalane przez naszego „ulubionego” sąsiada z góry. Mąż przywiózł mnie i dzieci do teściów i stara się doprowadzić mieszkanie do porządku, żebyśmy mogli się tam przeprowadzić. Musimy tu zostać przez kolejne trzy lub cztery dni. Nie zrozum mnie źle. Nie ma nic złego w wiosce i lubię tu odpoczywać przez jakiś czas, ale to wszystko. Oczywiście jestem tu bardzo dobrze traktowana, moja teściowa jest dla mnie jak druga matka, ale ja jestem osobą wyłącznie miejską, wieś nie jest dla mnie – kontynuowała Weronika, jej buzia w ogóle się nie zamykała.
– Atmosfera w mieście jest inna. Siedzę w domu, wychodzę tylko do pracy, ale wciąż czuję, że jestem częścią czegoś wielkiego i znaczącego. W metropolii życie toczy się pełną parą, uwielbiam to uczucie. Tutaj wszystko wydaje się dla mnie monotonne, codziennie to samo. Wstać wcześnie rano, śniadanie, ogród, ogród, spacer z dziećmi, ogród, kolacja, kiepski i powolny internet i iść spać. Nie mogę się doczekać powrotu do miasta. Przepraszam, nie chcę nikogo urazić, ale duszę się tutaj. Samo powiedzenie tego wszystkiego, wyrzucenie tego z głowy, sprawia, że czuję się lepiej. Dobra, idę do domu, teściowa niedługo wróci – zaśmiała się cicho i przytuliła mnie na pożegnanie, chwilę później znikając.
Weronika wydawała się być naprawdę ciekawą i pozytywną osobą. Później obie złapałyśmy świetny kontakt i jako, że mieszkałyśmy w tym samym mieście, miałyśmy okazję do częstych spotkań. Tak oto zaczęła się moja wielka przyjaźć z Weroniką.