Czułam, że moja obecność w domu syna, mocno mu przeszkadza. Pewnego dnia otrzymałam od niego SMS-a. Po jego przeczytaniu raz na zawsze przestałam się z nim kontaktować.
Mój syn i jego rodzina mieszkają ze mną od wielu lat. Moja synowa i ja byłyśmy rozdarte między wychowaniem dzieci, a obowiązkami domowymi. Nie mogłam się doczekać emerytury. Bardzo chciałam poświęcić się wychowaniu wnuków i dać synowej możliwość spokojnie pracować.
W kalendarzu odznaczałam dni pozostające mi do tego wymarzonego dnia. Wyobrażałam już sobie jak to będzie? Wszystko miałam zaplanowane. Ułożony harmonogram na cały dzień.
Któregoś dnia otrzymałam wiadomość od mojego syna. Otworzyłam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na początku myślałam, że to kiepski żart… Potem dotarło do mnie, że ta wiadomość nie była przeznaczona dla mnie. Skarżył się w niej do kogoś. Mówił o mnie jako o osobie, która chciała przejść na jego utrzymanie. Żalił się, że będę na jego garnuszku. Wyliczał dokładnie, jak wiele będzie musiał wydawać na moje leki, jedzenie i inne niezbędne artykuły.
Jak on mógł napisać coś takiego?
W końcu mieszkali w moim mieszkaniu. Nigdy nie prosiłam o dołożeniu się do czynszu, jedzenia czy opłat. Otrzymywałam dobrą pensję. Emeryturę też dostanę niemałą. Stać mnie będzie na opłacenie życia. Większość leków mam refundowane, więc nie kosztują dużo.
I co do diabła oznacza „na moim garnuszku”?.
Byłam naprawdę wstrząśnięta. Podjęłam najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Wynajęłam mieszkanie i przeprowadziłam się. Powiedziałam, że niewygodnie jest mieszkać w tyle osób w niewielkim mieszkaniu.
Miałam tylko jeden poważny problem. Cała emerytura musiała teraz iść wyłącznie na opłatę za najem.
Nie jestem jednak osobą, która łatwo się poddaje. Musiałam coś wymyślić.
Wpadłam na genialny pomysł. Kilka lat temu kupiłam laptopa. Wielu moich znajomych, wciąż rozwija swoje pasje, a niektórzy z nich są dużo starsi niż ja. Zainspirowali mnie.
Moim hobby było haftowanie. Różne chusteczki, serwetki, szaliki. Otworzyłam więc stronę w sieciach społecznościowych. Wystawiłam na niej na sprzedaż moje prace. Pierwszego dnia już pojawiło się zamówienie.
Okazało się, że zarobiłam na nim przyzwoite pieniądze. Od tego dnia pracuję w domu, dorabiam do emerytury i jestem szczęśliwa.
Oczywiście wybaczyłam synowi wszystko.
Nigdy już jednak nie będę mieszkać z nim pod jednym dachem. Niech radzi sobie sam.