Ostatnio zauważyłam, ze syn wymyśla powody aby przyjechać do mnie, po czym przyjeżdża i pyta co mam do jedzenia. Z radością nakarmiłam go raz czy dwa, ale później doszłam do wniosku, że skoro przychodzi do mnie głodny, to synowa nie gotuje.
Michał, mój syn, ma 35 lat i jest żonaty, Od dawna mieszka oddzielnie. Ma własną rodzinę: żonę Irenkę i prawie czteroletnią córeczkę. Rok temu Irenka wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim, a córka poszła do przedszkola. W tym czasie Michał zaczął mieć problemy w pracy. W firmie, w której pracował od ponad 10 lat, nadeszła redukcja etatów.
Początkowo nie denerwował się bardzo, ponieważ i tak chciał zmienić pracę. Od dawna nie układało się mu, a pensja również była niewielka. Gdy żona przebywała na urlopie macierzyńskim, Michał nie chciał zmieniać pracy. Nie miał pewności, że od razu poszczęści się mu w nowej pracy, a przecież miał rodzinę na utrzymaniu. Kiedy żona wróciła do pracy, mógł pozwolić sobie na zmianę posady.
Tyle, że oferty prawdziwe, z pensją, za którą można wykarmić rodzinę są rzadkie. Od prawie roku szuka pracy. Nie czuł się dobrze w tej sytuacji, ponieważ pracując przez kilkanaście lat bez przerwy, nie był na czyimś utrzymaniu. To prawda, nie miał doświadczenia w poszukiwaniu pracy, ale liczył na łut szczęścia. Jest młodym człowiekiem, z doświadczeniem, z wykształceniem, jest dobrym specjalistą. Jednak, jak się okazało, znalezienie pracy było bardziej problematyczne niż się wydawało.
Synowa w końcu zaczęła naciskać na męża. Początkowo zachowywała się normalnie, wspierała męża, uspokajała, przekonywała, że wcześniej czy później wszystko się ułoży. Ale im dalej, tym gorzej. Ostatnio ich związek bardzo się pogorszył. Synowa była zmęczona pracowaniem za dwóch. Nie rozumiem jej. Każdy ma gorszy okres. Wcześniej to syn przez długie lata utrzymywał rodzinę.
Widząc tę sytuację, podczas odwiedzin, nakarmiłam syna barszczem, wyjęłam sałatkę, nakroiłam chleba, a on jadł spokojnie. Gdy zjadł wszystko, wyjęłam zapasy w słoikach, które równie szybko zniknęły. Zjadł wszystko- z talerza, z garnków, ze słoików. W końcu zażartowałam, czy żona przestała go już karmić. Kiedy spojrzał na mnie, zdałam sobie sprawę, że to nie był żart. Zapytałam co się dzieje. Początkowo nie chciał rozmawiać, ale w końcu otworzył się. Okazało się, że Irena przestała robić zakupy do domu, aby mąż szybciej zgłodniał i znalazł pracę.
Synowa oświadczyła, że nie zamierza dłużej karmić męża, dlatego przestanie kupować jedzenie. Jeśli Michał chciał jeść, musiał iść i zacząć zarabiać.
Syn oczywiście początkowo nie traktował tego poważnie, myślał, że to minie… Ale sprawa była bardzo poważna. Dziecko jadło w przedszkolu, a Irena w stołówce pracowniczej. Po pracy żona zabierała córkę do swoich rodziców, gdzie jadły kolację. Na wieczór przynosiła dla córki banana lub jogurt, którym sama karmiła małą przed snem. A lodówka świeciła pustkami…
Michał zrozumiał, że żona nie żartowała. W ciągu tygodnia zjadł zapasy ze wszystkich kuchennych szafek. Kiedyś zakupy robili prawie codziennie, a teraz nie ma w domu chleba, ani niczego innego. Nie ma też ofert pracy.
Wczoraj syn jadł u mnie. Dzisiaj zadzwoniłam do niego mówiąc, że jeśli jest głodny, może przyjechać. Odpowiedział, że coś wymyśli. Martwię się, bo przecież to mój syn. Nie rozumiem mojej synowej. Chyba nie chce zagłodzić męża i zostać sama z dzieckiem. Prędzej czy później syn znajdzie pracę, ale wyciągnie wnioski o własnej żonie. Przecież tak nie można…